Niezwykła Pasja w wykonaniu steblowian i mieszkańców strzeleckiej "Barki". Przejmująca.
Pasja przedstawiła ciąg wydarzeń, które rozgrywały się ponad 2 tys. lat temu, od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Zapada zmrok. W świątyni Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Steblowie (k. Krapkowic) gromadzą się ludzie. Obok wejścia stoi grupka niewiast w długich szatach i chustach na głowie, nieco dalej żywo dyskutuje trzech mężczyzn w tałesach - charakterystycznych żydowskich nakryciach głowy (biała chusta z czarnymi pasami), za nimi jeszcze liczniejsi, choć nieco inaczej ubrani, wyraźnie na coś czekają. Przygląda się im ze schodków zakrystii dwóch rzymskich żołnierzy. A z drugiej strony dzieci w białych strojach, z palmami w dłoniach, zaczynają wołać „Hosanna...”.
Tak oto wyglądało tuż przed rozpoczęciem nietypowego spektaklu – "Pasji oczami Marii Magdaleny". Chwilę później aktorzy przenieśli wiernych do Jerozolimy sprzed dwóch tysięcy lat, gdzie właśnie rozgrywały się najważniejsze dla ludzkiego zbawienia wydarzenia. W odbiorze pomagała świetnie dobrana muzyka, oświetlenie i scenografię,
Narada faryzeuszy, 30 srebrników zapłacone Judaszowi za wydanie Jezusa, Ostatnia Wieczerza, modlitwa w Ogrójcu, pojmanie, sąd i wreszcie droga krzyżowa, z przejmującymi scenami spotkania z Matką, Weroniką i płaczącymi niewiastami, z upadkami, ukrzyżowaniem i złożeniem ciała w ramiona Maryi... Był Piotr, który się zaparł Mistrza a potem gorzko zapłakał i Judasz, który za późno zrozumiał co zrobił. I wreszcie Maria Magdalena, która przy otwartym już grobie znalazła zmartwychwstałego Pana.
Męka Pańska została przedstawiona oczami Marii Magdaleny Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - To całkiem inne uczucie - stanąć po drugiej stronie jako aktor, starać się przekazać ludziom zrozumieli sens tego. Potem nawet w trakcie takiej normalnej Drogi Krzyżowej łatwiej wyobrazić sobie, co przeżywał Pan Jezus spotykając Maryję, upadając pod krzyżem... Głębiej się to odczuwa - mówi Marcin Polok, steblowianin, który wcielił się w rolę św. Piotra.
- Ja grałem Jezusa już drugi raz. Cieszę się, bo ta rola daje wiele satysfakcji, przeżywa się ją bardzo, zwłaszcza, że jest się w centrum uwagi. Musi być zgodnie ze scenariuszem, ale są też osobiste przeżycia. Widziałem, że cała rodzina przyjechała, babcia pewnie się popłakała – przyznaje Rafał Kaufman.
Wszystko, choć zagrane przez amatorów sugestywne i działające na wyobraźnię. A w poszczególne postacie wcielili się sami steblowianie – dorośli i młodzi wraz z mieszkańcami strzeleckiej „Barki”. To ich ośrodek można było wesprzeć przed przedstawieniem.
Scenariusz był gotowy, o scenografię się postarali, najtrudniej było zebrać wszystkich razem na próbie... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Barce przyda się wszystko - środki czystości, żywność, pieniądze. Ale dla nich cenniejsze jest to, że tu przyjadą, wystąpią, są docenieni, że pójdą na obiad do restauracji... - mówi Jolanta Kania, koordynatorka spektaklu.
Ale jak podkreśla ks. Henryk Pocześniok, proboszcz steblowskiej parafii, oni dają ludziom znacznie więcej - poruszenie serca, łzę która oczyszcza duszę i obrazy, które powrócą podczas Triduum. Także uwrażliwienie serca i możliwość złożenia wielkopostnej jałmużny.
- Ja jestem w szoku patrząc na grę aktorów, bo to są nasi znajomi, którzy mieszkają wśród nas. To było przepiękne, tak to się dużo bardziej przeżywa - nie kryje wzruszenia Beata Kędziora. Duże emocje czuła też jej córka Ania, która dumnie kroczyła z palmą w pierwszej scenie.