Mówią mieszkańcy Roszkowa. I mają rację - piękne konstrukcje w Niedzielę Palmową niosą w procesji dzieci i młodzież.
W robieniu palm bierze udział cała rodzina, w ten sposób umiejętności te przechodzą z pokolenia na pokolenie Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość W żadnej z okolicznych wsi nie ma takich. Niektórzy sami od lat starają się dociec, skąd wziął się ten zwyczaj, charakterystyczny do Roszkowa. Tym bardziej, że do lat 90. XX wieku nie była to nawet samodzielna parafia...
A roszkowskie palmy są rzeczywiście bardzo charakterystyczne.
Robi się je z gładkich, wierzbowych witek. Związuje się je w kilku miejscach cieńszą gałązką, a czubki zawija w „łezkę”. W to miejsce z dwóch grubszych witek wstawia się krzyż, dokoła zdobi się go gałązkami tui, baziami, kwiatkami...
- Te palmy mają wysokość od 1 do nawet 2,5 m. Niosą je podczas procesji i liturgii w Niedzielę Palmową dzieci i młodzież - tłumaczy Jan Wróbel, jeden z mieszkańców Roszkowa.
I krok po kroku pokazuje, jak taka palma powstaje. W jego rodzinie robi się je od lat, on sam nauczył się tej sztuki od ojca i przekazuje dalej - córce, wnukom, ale też innym podczas warsztatów.
Na archiwalnym zdjęciu rodziny Wróblów widać, że palmy niosą od najmłodszych lat... Archiwum rodziny Wróblów Bo choć ten niecodzienny zwyczaj w latach 80. ub. wieku już niemal zanikł, dzięki Marii Riedel, nauczycielce i animatorce kultury pięknie się odnowił. Kiedyś nosili je tylko chłopcy, teraz nie robi się różnicy ze względu na płeć.
- Takie palmy robi się w co najmniej kilku roszkowskich rodzinach. Np. u sołtysa Józefa Stasia, Damiana Porwalika, Józefa Urbańca, Jana Bugli. Robił je też Alojzy Bile, jak jego dzieci były młodsze - wymienia Jan Wróbel. - Ale coraz więcej mieszkańców, zwłaszcza tych posiadających pociechy podpatruje, jak są wykonane i też zaczyna je przygotowywać.
W propagowaniu zwyczaju pomaga też konkurs organizowany przez Muzeum w Raciborzu. Wnuki pana Jana, dzieci jego córki Kariny Uliczki, ale też i ich kuzynostwo zdobywają tam często nagrody.
Nie ma się co dziwić, skoro w robieniu palm bierze udział cała rodzina, 3 pokolenia. Zajmuje im to dobrych kilka dni - najpierw konkursowe, potem na Palmową Niedzielę.
Na niedzielnej procesji się nie kończy. W Wielką Sobotę tnie się długą podstawę na kawałki o długości ok. 30 cm i zabiera na Wigilię Paschalną. Opala się je w ognisku, przy którym święci się ogień, by po powrocie zrobić z owych gałązek krzyż i zanieść na pola w Dni krzyżowe.
Nawet najmłodszy Karol Uliczka, wnuk pana Jana Wróbla ma już kilkuletnie doświadczenie w noszeniu palmy... Archiwum rodziny Wróblów