Starają się dotrzymać obietnicy danej przez rząd każdemu żołnierzowi USA. Stąd proszą o informacje, które pozwolą odnaleźć szczątki lotników.
Naloty z 1944 roku na okolice Kędzierzyna można zobaczyć na archiwalnych zdjęciach robionych z lotu ptaka - to część ekspozycji stowarzyszenia Blechhammer Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Dlatego po 70 latach od zakończenia wojny, mimo lat przerwy spowodowanej zimną wojną, ekipa z USA przyjechała kolejny raz do Kędzierzyna-Koźla. Szukali szczątków lotników, którzy w 1944 roku brali udział w nalotach na niemieckie zakłady chemiczne produkujące benzynę syntetyczną w Kędzierzynie, Blachowni i Zdzieszowicach.
A choć tym razem trzy tygodnie prac nie przyniosły rozstrzygnięcia, przybliżyły jednak do odnalezienia miejsc pochówku ok. 15 osób, załóg czterech samolotów, które rozbiły się w okolicy Kędzierzyna-Koźla, Czarnocina i Łambinowic. Już tylko tyle zostało do zlokalizowania z 29 strąconych podczas nalotów maszyn.
- Będziemy ich szukać do skutku – podkreśla dr Robyn Rodriguez z amerykańskiego zespołu. Dlatego spotkali się m. in. z mieszkańcami Czarnocina i okolic. Prosili wszystkich, którzy mają jakieś informacje na temat rozbitych w czasie II wojny samolotów bądź losów ich lotników, o pomoc, podzielenie się tą wiedzą, by zaginieni przed laty żołnierze mogli wreszcie spocząć w ojczystej ziemi.
Mieszkańcy Śląska, których bliscy zostali gdzieś na froncie wschodnim lub na zachodnim, nie znający miejsca ich pochówku, rozumieją doskonale rodziny zaginionych lotników... Stąd wysoko oceniają starania amerykańskiej ekipy.
Amerykańskie badaczki z uwagą słuchały wspomnień mieszkańców Czarnocina, gorzej było z zapisywaniem polskich nazw... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Choć sami naukowcy wrócili już do USA, informacje można przekazać kędzierzyńskiemu stowarzyszeniu Blechhammer-1944, z którym ekipa ściśle współpracowała (można napisać na adres e-mail: blechhammer1944@gmail.com).
- Bazując na materiałach, które poprzednie komisje weryfikowały, dokumentach amerykańskich, nowopozyskanych aktach, rozmowach ze świadkami i penetracji w terenie wprawdzie nie udało się, niestety, odnaleźć grobów zaginionych lotników, ale są zlokalizowane z dużym prawdopodobieństwem i przy następnej wizycie może już dojść do prac ziemnych i ekshumacji na tym terenie. Szczegółów – w obawie przed prywatnymi poszukiwaczami pamiątek – nie ujawniają. Oczywiście, czasem pozyskane informacje są sprzeczne, ale każda jest cenna, po pozwala odtworzyć wierniej, co się wydarzyło – podkreśla Waldemar Ociepski, prezes stowarzyszenia Blechhammer-1944.
Gromadzi ono od kilkunastu lat wszelkie dane z okolic Kędzierzyna-Koźla odnośnie lotników z 15. Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych (15th USAAF), jeńców wojennych i więźniów hitlerowskich obozów istniejących w tej okolicy. Ma w swoim statucie nie tylko zbieranie pamiątek z tamtych czasów, ale także dzięki pozyskanym informacjom stara się odnaleźć zaginionych.
Może wkrótce odnajdą się i szczątki por. Arthura Lindella - na razie Waldemar Ociepski prezentuje jego mundur w Izbie Pamięci w Kędzierzynie-Koźlu. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jednym z poszukiwanych jest por. Arthur Lindell, którego mundur, ofiarowany przez rodzinę, stanowi najcenniejszą pamiątkę w ich Izbie Pamięci. (Historię 19-letniego porucznika i wizyty jego rodziny w Kędzierzynie-Koźlu opisywaliśmy na łamach Gościa Niedzielnego tutaj: http://opole.gosc.pl/doc/1329009.Szukajac-Arta oraz tutaj: http://opole.gosc.pl/doc/1309974.Mundur-amerykanskiego-lotnika).
Kogo szukają Amerykanie i czego dowiedzieli się tym razem – o tym można przeczytać w kolejnym wydaniu Gościa Opolskiego (GN nr 15/2018, który ukaże się 15 kwietnia 2018 r.)
Pamiątki związane z por. Arthurem Lindellem, innymi lotnikami i jeńcami wojennymi można oglądać w Izbie Pamięci w Kędzierzynie-Koźlu. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość