Bo to dzisiaj, 5 maja, mija 200 lat od urodzin Karla Marxa. Dlatego takie małe wariacje wokół wielkich tematów.
Był rok chyba 1978. Mój pierwszy kontakt z człowiekiem z wolnego świata, z Niemiec. Przyjechał z autobusem parafian dawny proboszcz mojej ówczesnej parafii. Umawiał się wcześniej, bezpieka czuwała. Był 1 maja, przed południem pojechałem do miasta, by z okna od znajomych popatrzyć na pierwszomajowy pochód. Moje dziewczyny ze scholi i ministranci nieśli jakieś tam bzdurne emblematy i dekoracje. Bo ci aktywni to zawsze muszą być na topie.
Wróciłem i za chwilę są moi goście z Niemiec. Opowiadam, gdzie byłem. Ksiądz Niemiec patrzy na mnie zgorszony i powiada z oburzeniem: "Ministranci na komunistycznym pochodzie? Z czerwonymi flagami? Jak to?!". Intuicyjnie zrozumiałem, że nie ma mu czego tłumaczyć. I nie chodzi o różnicę języków, większa jest różnica sposobu myślenia, życiowej filozofii. Odpowiedziałem żartobliwym powiedzonkiem, które krążyło po Polsce: "Wie ksiądz, Polak to jak rzodkiewka. Z wierzchu czerwony, ale w środku biały". Skąd ja wtedy znalazłem ową rzodkiewkę po niemiecku? Ale znalazłem. Gość popatrzył, marszcząc czoło, i po małej chwili wybuchnął śmiechem.
Ale miałem pisać o Karlu Marksie. Moi rówieśnicy bez wątpienia znają to zdanie: "Widmo krąży po Europie, widmo komunizmu". Tak, to wstępne motto i stwierdzenie rozpoczynające "Manifest komunistyczny", opublikowany w roku 1848. Ostatnio mówił o nim w wywiadzie dla niemieckiej gazety kard. Reinhard Marx. Otóż, widzi on w teoriach Karola Marksa ważną korektę systemu kapitalistycznego. Powiada też, że w swoim czasie "Manifest komunistyczny" zrobił na nim wrażenie także dlatego, że napisano go imponującym językiem.
No, z tym językiem to bym nie przesadzał, ale pewnie stracił w przekładzie. Nieważne. Nie pamiętam, czy jako licealista (1958-1962) przeczytałem do końca tę przymusową wtedy lekturę. Zostało mi jednak w pamięci zacytowane wyżej motto. Przy całej klasie nikt z takich tekstów i autorów śmiechów sobie nie robił. Zasady poruszania się w świecie każdy z domu wyniósł. Ale w gronie dwóch-trzech osób można było więcej. Bawiło nas to "widmo", odczytywaliśmy to jako mimowolne stwierdzenie, że z komunizmu tylko widmo zostało. Reszta manifestu była nam obca. Pewnie dlatego, że = jak pisze jeden z komentatorów Marksa - "tzw. socjalizm naukowy, który wyrósł z poglądów filozoficznych, tylko w związku z nimi staje się zrozumiały". Myśmy nie rozumieli jego filozofii, nawet stosowny przedmiot wykładany w czasie studiów teologicznych tego nie zmienił.
Więcej - większość wywodów "Manifestu" kojarzyła się nam (nawet jako licealistom) z całą propagandówką tamtych czasów. Czyli z "widmem", które z jakiegoś musu krąży po Europie. Nie mieliśmy racji. Dla wielu środowisk i dla wielu ludzi była to wręcz biblia i fundament rozumienia świata. I - co gorsza - urządzania świata na siłę. Z tego nie można żartować, bo taka siła komunizmu stała się przyczyną niewyobrażalnych w 1848 roku nieszczęść, cierpień, morza krwi, terroru.
Wywody kard. Marksa nie budzą sprzeciwu. Ale to tak, jak z moją rozmową we wspomniane pierwszomajowe przedpołudnie. Niektórzy ludzie (poszczególne osoby, ale i całe ugrupowania) nie mogą się zrozumieć. Wszędzie tam, gdzie wypowiedzi są związane z jakąś konkretną filozofią, trzeba je odczytywać w jej świetle. Przykładając do nich jakąkolwiek inną miarę myślową, trzeba się liczyć, że nie zrozumiemy niczego, a przynajmniej pojmiemy niewiele. Dlatego żartowaliśmy i w liceum, i w czasie studiów z niektórych sformułowań "Manifestu".
I tu wracam do opisującego Polaków żartu - że są jak rzodkiewka. Mamy swoją, "białą" filozofię - niekoniecznie systemową. Może warto (może nawet trzeba) poznawać inne filozoficzne systemy. Po co? By choć trochę rozumieć innych ludzi, którzy nie zawsze są wcieleniem zła. Ale dzisiejszy świat z filozofii raczej żartuje, choć przecież jest ona nieodzowna w rozumieniu i porządkowaniu świata.
Kard. Reinhard Marx powiedział, że chętnie zapytałby Karla Marksa, nawet gdyby go to zdenerwowało, co ludzie zrobili z jego ideami. Bo, jego zdaniem, nie można historycznie oddzielić myśliciela od tego, co inni zrobili później w jego imieniu, zwłaszcza jeśli miało to złe konsekwencje.