Pisząc o taktyce antyetyki, kreśliłem jakby zarys jakiegoś mrocznego planu.
Więcej – nie sposób jest oprzeć się wrażeniu, że ten plan jest planem jakiejś osoby. Chcąc pozostać na płaszczyźnie tylko filozoficznej, trzeba by taką sugestię odrzucić. Ale przypatrując się dziejom świata – nawet w skróconej perspektywie kilku stuleci – nie sposób przynajmniej zapytać, czy owa antyetyka nie jest zakamuflowanym imieniem jakiejś osobowej, inteligentnej, przewrotnej i niesamowicie zdeterminowanej osoby. Nie można również zlekceważyć przeczucia różnych religii światowych, które w tej roli obsadzają diabła (to z greki; z hebrajskiego – szatan). Etyka filozoficzna, areligijna staje tu w pozycji właściwie przegranej. Musiałaby dowieść, że ciągła i zdecydowanie długofalowa erozja etyki dobra ulega jakiejś immanentnej ewolucji. Można mówić o dominancie wygody, przyjemności, zysku i innych jeszcze ludzkich przywar jako o motorze tej ewolucji. I tu motyw trudny do rozbrojenia – dlaczego owe dominanty są dla człowieka (i jednostkowo, i społecznie) autodestrukcyjne? Prościej jest przyjąć, że owa osobowa siła istnieje – jakkolwiek byśmy ją nazywali. Ale wtedy równocześnie trzeba przyjąć istnienie Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.