Nowy numer 11/2024 Archiwum

Moja, nasza Europa

Komu felieton dedykuję? Wszystkim, którzy wiedzą, że Europę wykuwali w trudzie, ale i radości święci od czasów pradawnych.

Lipcowy kalendarz liturgiczny obfituje we wspomnienia polskich świętych. Skrótowo: Maria Teresa Ledóchowska, Brunon Bonifacy (to nie pomyłka), Andrzej Świerad i Benedykt, Jadwiga królowa, Szymon z Lipnicy, Czesław, Kinga. Ta sekwencja zawsze mnie uderzała. Może więc warto ją skomentować, choć wyrywkowo.

Zacznę od Brunona Bonifacego. Imiona chrzestne i zakonne. Pochodził z Kwerfurtu, szkoły kończył w Magdeburgu, jako kapłan i benedyktyn przyjaźnił się z cesarzem Ottonem... A więc Niemiec? Nie można tym jednym słowem, mającym dziś bardzo ciasne znacznie, określać ludzi sprzed tysiąclecia. Jego kraj to Germania? Jeszcze gorzej się dziś kojarzy to starożytne określenie. Brunon Bonifacy apostołował w różnych krajach. Na naszych ziemiach również. Pozostały po nim pisma dotyczące naszej historii, wśród nich słynny list do Henryka II, stanowiący próbę mediacji między królem a Chrobrym. Jest to jedno z pierwszych pism powstałych bez wątpienia na terenie Polski (po łacinie). Zginął śmiercią męczeńską z piętnastką towarzyszy w ziemi Jadźwingów – w przybliżeniu dzisiejsze Podlasie. Bez Brunona uboższa byłaby nasza wczesna historia. I politycznie, i ewangelizacyjnie. A pochodzenie? Przecież ci ludzie byli po prostu – użyję współczesnego nam określenia – Europejczykami.

Z tych samych czasów dwaj inni święci, też Europejczycy, ale zupełnie innego pokroju. I też benedyktyni! Brunon – z możnego rodu, przyjaźniący się z cesarzem, upominający króla. I dwaj zakonnicy – Andrzej Świerad i Benedykt, pustelnicy karczujący las na odludziu. Ciężka praca, duchowa lektura i modlitwa. A mordercza praca i jako pokuta, i przede wszystkim jako służba ludziom. Tropie nad Dunajcem, góra Zabor, Nitra, Ostrzyhom – dziś byśmy powiedzieli, że to pogranicze małopolsko-słowacko-węgierskie. Pogranicze? Oni byli po prostu u siebie, a jako dla benedyktynów ich domem i ojczyzną była Reguła.

Przypatrzmy się krótko dwom jeszcze niewiastom. Najpierw św. Jadwiga – urodziła się w Budzie (prawobrzeżna część Budapesztu) w roku 1374. Z europejskiej dynastii Andegawenów. Młodziutki a rezolutny król (!) Polski. Obecna w dokumentach historycznych i tradycji. Postać niezwykła – a na swoje czasy wręcz konieczna. Do dziedzictwa tworzącego Polskę przez małżeństwo z Władysławem Jagiełłą wprowadziła także Litwę. Pomysł może był nie jej, ale jego urzeczywistnienie stało się możliwe dzięki niełatwej z osobistego punktu widzenia decyzji poślubienia dużo starszego od siebie Litwina – człowieka z „innego świata”. Motyw? Dla Polski, dla rozszerzenia wiary. A na co dzień pełna życia, radości, ale i powagi młoda białogłowa. Ornaty haftowała, a piwo to ze Świdnicy sprowadzała. Na styku nieomalże „wyszehradzkim” mamy więc i prostego mnicha z towarzyszem, i mądrą a piękną królową. Polscy święci. Z lipcowego kalendarza.

Żeby pozostać w podobnym klimacie – wszelako nie jedynym możliwym – zatrzymajmy się przy św. Kindze. Przyszła na świat w roku 1234 w Ostrzyhomiu, zmarła w Starym Sączu niespełna 60 lat później. Węgierska księżniczka z dynastii Arpadów, księżna krakowska i sandomierska, żona polskiego władcy Bolesława Wstydliwego, a następnie zakonnica w Zakonie Świętej Klary. Przybyła do Polski jako pięcioletnie dziecko. Została tu z serca do końca życia. Taką właśnie, z serca i dobroci, zapamiętali ją współcześni. I z soli ją zapamiętali. A w jej rodzie świętych było sporo.

Niech wystarczy na dziś. Komu mało, odsyłam do żywotów świętych, albo do internetowych kopalni wiedzy wszelakiej. A komu felieton dedykuję? Wszystkim, którzy wiedzą, że Europę wykuwali w trudzie, ale i radości, święci od czasów pradawnych. Nasz jej zakątek zwany dziś wyszehradzkim również. Dedykuję także mój skrótowy komentarz wszystkim, którym się zdaje, że dopiero teraz tworzą Europę. Nie wystarczy mieć rwę kulszową albo totalną amnezję, by na miano twórcy bądź króla Europy zasłużyć. Ci, o których wyżej opowiedziałem, różnymi zajęciami się parali. Jedno było im wspólne – wiara, służba bliźniemu i społeczności, pobożność, surowość życia – nawet na królewskim tronie. Dlatego pamięć o nich przetrwała. Święci? Tak. Nawet wtedy, gdy polityka mocarstw blokowała ich kanonizację, w pamięci ludu świętymi byli. Kinga i jej lud doczekali się kanonizacji w 707 lat po śmierci. Jadwiga – 598 lat po śmierci. I to jest moja, to jest nasza Europa.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy