Słuchacze po kilku kazaniach nowego księdza doskonale wyczuwają, czy to wyuczona lekcja, czy świadectwo przekonań i wiary przemawiającego.
Tytuł zda się zapowiadać kontynuację tematu sprzed tygodnia. I tematu samego felietonu, i szerszego spojrzenia, jakie zawarte było w komentarzach czytelników. Zatrzymuję się na temacie złożonym - na sztuce przepowiadania, na kaznodziejstwie.
Czy jestem specjalistą w branży? Po pięćdziesięciu latach powinienem być. Z początku przez ileś lat kazania pisałem, biorąc na ambonę krótki konspekt. Później przygotowywałem tylko konspekt. Z czasem wróciłem do tekstów przygotowywanych w całości, biorąc na ambonę wydruk w zgrabnym formacie. Zmusiło mnie do tego głoszenie kazań po niemiecku.
Mając tekst, zmniejszałem ryzyko przypadkowych błędów. Równocześnie przygotowywałem homilie do druku w "Gościu Niedzielnym". Wszystkie, nieco rozszerzone, serwowałem parafianom. Tak powstał dziewięciotomowy, drukowany zbiór moich kazań. Te, które teraz można znaleźć na mojej internetowej stronie - to aktualizowane archiwalne teksty.
I tu mamy pierwszy wątek tematu. Spontaniczne kazania, czy solidnie i na piśmie przygotowane? Bo to, że nawet te „spontaniczne” powinny być w jakiejś mierze przygotowane, nie ulega wątpliwości. Kazanie - to najczęściej spotykane - powinno być homilią. A to określenie bywa notorycznie nadużywane.
Homilia we mszy świętej powinna zamykać się w przestrzeni tematów poruszanych w czytaniach biblijnych. Obszar jest spory - fragment Ewangelii pociąga za sobą czytanie zwane „pierwszym”. „Drugie” zazwyczaj jest kolejnym fragmentem bardziej czy mniej ciągłej lektury listów apostolskich. Kopalnia tematów ogromna. Nie sposób mówić o wszystkim, trzeba wybrać jeden wątek.
Zatem - trzeba się z lekcjonarzem na dany dzień wcześniej zapoznać. Pójść w całkowitą spontaniczność po pierwszym usłyszeniu biblijnych fragmentów nie wolno. Byłoby to lekceważeniem i Boga, i słuchaczy.
Dlaczego twierdzę, że określenie „homilia” bywa nadużywane? Otóż homilia jest kazaniem o tematyce wyłaniającej się z zadanych zgromadzeniu czytań biblijnych. Mogą być kazania inne np. na kalwaryjskich obchodach dróżek związane tematycznie z rozważaną tajemnicą. Albo rekolekcyjne nauki stanowe.
Przedziwne rzeczy można usłyszeć, szczególnie w czasie różnych uroczystości, gdy biblijne teksty zostały odczytane, a kaznodzieja sięga po temat od nich odległy. Czy nie można dobrać innych czytań tak, aby zharmonizować wszystko? Nieraz można, pamiętając, że przepisy liturgiczne określają, co i kiedy wolno w tym względzie. Nieraz słyszymy kazania, w których owszem, kaznodzieja wychodzi z cytatu czy odniesienia do czytań, ale czyni to zgoła instrumentalnie, gładko prześlizgując się do tematu „nie na temat”.
Można by wskazywać wiele innych wątków sztuki przepowiadania. Choć tak po prawdzie, o sztuce dotąd mowy nie było. A przecież kaznodziejstwo powinno być sztuką. Sztuką piękną, sztuką w służbie najpiękniejszej prawdy. Dykcja, głos, figury retoryczne, potoczystość języka, konstrukcja całości ale i konstrukcja zdań. Intonacja, dynamika głosu, umiejętnie stosowane pauzy, mimika, gesty...
Wiele jest tych elementów sztuki przemawiania. Nie każdy jest aktorem? Nie, aktorów wcale nie potrzeba. Ale minimum wiedzy oratorskiej i umiejętności jest nieodzowne. Minimum, którego każdy człowiek nauczyć się potrafi i może. Zakładamy, że przekazano to w czasie studiów - tak wiedzę, jak i praktykę.
Przede wszystkim jednak wiara i nadzieja. Wiara w to, co się mówi, wiara jako odpowiedź kaznodziei, którą on daje Bogu. Publicznie! Słuchacze po kilku kazaniach nowego księdza doskonale wyczuwają, czy to wyuczona lekcja, czy świadectwo przekonań i wiary przemawiającego. Wiary i nadziei - jako że właśnie nadziei dzisiejszy świat potrzebuje najbardziej. Iskra nadziei zapala ogień wiary. Ale tej iskry nie będzie, jeśli wiary nie ma. Koło się zamyka. Energia ducha rośnie...
Czy może być świadectwem tekst napisany przez kogoś innego? Tym samym pytam, czy można się posługiwać „gotowcami”? Czasem można. Nieraz dobrze sięgnąć do czyjegoś kazania, aby pobudzić własną myśl i refleksję. Nie powinno jednak stać się to sposobem na duszpasterskie życie.
„Ars celebrandi” skierowało refleksję czytelników ku problemowi szerszemu i fundamentalnemu - ku potrzebie przemiany, naprawy czy wręcz reformy Kościoła jako wspólnoty.
„Ars praedicandi - sztuka przepowiadania” skłania ku refleksji podobnej. Potrzeba zmian nie tylko samego kaznodziejstwa, ale kaznodziejstwo musi wyrastać ze zmienionej wizji, z nowego modelu wspólnoty Kościoła. Wyrastać, a równocześnie ją pogłębiać i formować. Kościół dla wszystkich otwierać.