Pisałem o filtrach wolności. Temat niedokończony. Bo nie padło ważne pytanie: kto owe filtry może i powinien zakładać?
Sprawa jest złożona. Jedna płaszczyzna to wychowanie w dzieciństwie. Rodzice i najbliższe otoczenie winno filtrować bodźce, które docierają do dziecka. Niektóre nie powinny docierać. Bo za mocne, bo zbyt prymitywne, bo niepojęte dla małego odbiorcy. Dlatego chronimy dziecko przed widokiem katastrofy, przemocy, seksualności, dewiacji itd. Stąd wzięła się też wiekowa klasyfikacja filmów. Ale to nie wystarcza. Bo trzeba w dziecku wytworzyć wewnętrzny mechanizm, który każe mu odwrócić oczy od niepożądanego widoku i niewłaściwych wrażeń. Ale nie wystarczy mechaniczne „nie wolno”. Trzeba tworzyć w dziecku wewnętrzne, dobrowolnie przez nie akceptowane mechanizmy. Inną płaszczyzną jest przestrzeganie pewnych reguł. Takich mianowicie, które by eliminowały z przestrzeni publicznej to, co narusza normy etyczne, zasady dobra, sprawiedliwości, ładu społecznego. To musi działać wewnętrznie, ale w jakiejś mierze powinno być kontrolowane zewnętrznie. Niestety, dziś w imię nieposkromionej wolności łamie się wszystkie reguły. Rozpasanie jednych niweczy wrażliwość innych. I odbiera wolność.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.