Mieli i mają rodzinę. Rodzina zamówiła firmę pogrzebową i to byli jedyni uczestnicy pochówku. Żadnej ceremonii, firma przyjechała, wstawili urnę, wbudowali szybę. I, jak widzisz, nawet tabliczki z imieniem nie ma. Rozumiesz?
Odbudowywać każdy chrześcijański wątek, z wielości których utkana została Europa – napisałem przed tygodniem. A od kilku tygodni na cmentarzach ożywiony ruch. Właśnie – ożywiony, choć cmentarz to nekropolia, czyli... miasto umarłych. Bo tyleż właśnie znaczy to greckie słowo.
Czy ten ruch na cmentarzach to jeden z chrześcijańskich wątków Europy? I tak, i nie. Dlaczego nie? Przecież ludzie innych religii też nekropolie mają, a jeśli nie nekropolie, to inne obyczaje pożegnania i pamięci o zmarłych. Czy towarzyszy temu wiara w życie wieczne (a co najmniej pozagrobowe)? Jeśli odpowiedzieć „tak”, trzeba uczynić zastrzeżenie, że treść tej wiary bywa niezwykle zróżnicowana, czasem nawet nieporównywalna w różnych środowiskach. Ale odpowiedzieć „nie”, to pozbawić sensu owe grzebalne obrzędy i obyczaje.
Wracam do pytania: czy to chrześcijański wątek? Jako chrześcijanin powtarzam słowa „wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny, amen!”. I ze wszystkimi chrześcijanami odwołuję się do innych słów, najkrócej wyrażonych w modlitwie eucharystycznej: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”. Ale dobrze wiem, że w tej zaduszkowej krzątaninie uczestniczą także ludzie powtarzający inne wyznanie: „Łopatą w plecy i do piachu”. Znam niejednego takiego i wiem, że jest co do tego święcie przekonany.
Śmierć bliskiej osoby wywołuje wstrząs. W niejednym niedowiarku budzi refleksję i jakiś cień wiary w niezniszczalność życia. Ale bywa i tak, jak kiedyś usłyszałem: „Wiesz, ale ta organistka to super laska”. Można i tak. Ale w tym momencie i w tym miejscu czekałbym na inne słowa. I tu, mniemam, urwał się ślad chrześcijańskiego zaduszkowego wątku... Trudno mi jednak uwierzyć, że to ostatnie słowo owego człowieka. Pewnie tylko jakieś chwilowe zawirowanie.
Poszliśmy z zaprzyjaźnionym czeskim księdzem na cmentarz okalający jego kościół. Groby różne – część z wyraźnym chrześcijańskim akcentem (krzyż, grawer postaci Jezusa Miłosiernego i inne). Ale są tam również nagrobki pozbawione jakiejkolwiek religijnej aluzji. Poprowadził mnie do muru okalającego cmentarz. Część została zamieniona w proste kolumbarium. Na kilku niszach imiona i nazwiska zmarłych. Na bardzo wielu – nic, urna i tyle. „Bezimienni? Bezdomni?” – pytam. Odpowiedź mnie zaskoczyła. „Mieli i mają rodzinę. Rodzina zamówiła firmę pogrzebową i to byli jedyni uczestnicy pochówku. Żadnej ceremonii, firma przyjechała, wstawili urnę, wbudowali szybę. I, jak widzisz, nawet tabliczki z imieniem nie ma. Rozumiesz? To jest początek epoki postchrześcijańskiej, pustej i bezimiennej. To jest ktoś NIKT, po śmierci, ale już i za życia”.
Dobrze, że u nas taki ożywiony ruch na cmentarzach. Rejestracje samochodowe przedziwne – ludziska zjeżdżają z daleka. Ja też pojadę – groby rodziców mam stosunkowo blisko, godzina samochodem, tam także babcia i ciocia. No i koledzy, koleżanki, sąsiedzi. Niektóre pogrzeby pamiętam jeszcze z ministranckich czasów. Do Zakopanego nie pojadę, trochę daleko jak na starego. Tam dwie stryjenki. Dobrze by było latem się wybrać. Wiem, że grób zadbany. Pilnuje tego Stasia, a i nawiedzających jest bardzo wielu. Jak sam pojadę, zapalę lampkę i modlitwę zmówię. Dwa rzędy dalej przy grobie Józka Oppenheima także. Zastrzelili go, nie wiadomo za co, zaraz po wojnie. Wierzącym pewnie nie był, chrześcijaninem na pewno nie, ale dużo dobrego zrobił. A krzyż na grobie to on ma i tak. Błękitny. Bo wiele lat kierował Tatrzańskim Pogotowiem. Opowiesz mi wtedy, Józek, jak to ratowałeś tego owczarka pod Giewontem, duże bydlę było. Choć... choć ani chybi będziemy wtedy mieli ważniejsze tematy.