To, co najlepsze w polskiej kulturze wysokiej i ludowej podczas koncertu-spektaklu w Głubczycach.
„Czy wy nie macie duszy? Nie wiecie, co to jest dusza, siłą, która jest tym, czym chce, i nie jest tym, czym nie chce. Dusza, która jest nieśmiertelna i pochodzi od Boga, a wy mówicie, że ją znacie, i zatracacie jej boskość, zatrzymując ambicję, a Jej nie macie. Nią nie jesteście. Bo mieć ją i nie być nią: to nielogiczne. Wy śpicie. Jesteście podobni ludziom, co śpią: ludziom, których duch błądzi, a tylko ciało ciepłem dycha. Wy śpicie” – dramatyczny wyrzut Konrada z „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego zabrzmiał dziś wieczorem (11 listopada) na scenie Sali pod Aniołem w głubczyckim ratuszu.
Koncert „Niepodległa” był ostatnim akcentem bogatych, trzydniowych obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę zorganizowanych w Głubczycach. Nieco wbrew początkowemu cytatowi trzeba zaznaczyć, że koncert w reżyserii Waldemara Lankaufa i Ewy Maleńczyk wcale nie przebiegał w minorowym nastroju. Było wręcz przeciwnie. Młodzież z grupy teatralnej i z dziecięco-młodzieżowy chór „Cantabile” oraz zespół studia piosenki „Acord” prezentowały polskie pieśni ludowe na przemian z fragmentami klasyki polskiej dramaturgii. Była w tym radość, młodzieńczy żywioł, ekspresja żywotności. Do tego wdzięk młodzieży, kolorowe stroje, elegancka, niekiczowata dekoracja – nic z pustego patosu, którym potrafią nieraz organizatorzy patriotycznych uroczystości zarżnąć najlepsze okazje.
„Wesele” czy „Wyzwolenie” Wyspiańskiego sąsiadowało tu z komediami Fredry. „Pan Tadeusz” z góralską „Hej, bystra woda!”, Papkin z Konradem, ludowa miłosna „Lipka” z „Piękna nasza Polska cała”. To był koncert, po którego zakończeniu liczni widzowie żałowali, że już się skończył. Głubczycka „Niepodległa – na szkle malowane” naprawdę miała duszę, choć czy Wyspiański zgodziłby się na przydanie spektaklowi atrybutu duszy – wolno wątpić.