Król coraz mniej rozumie poddanych, poddani przestają zaś ufać takiemu królowi.
Żółtą koszulkę to i ja mam, a na wszelki wypadek nie jedną. A na inny wypadek mam i dwie pomarańczowe. Gdybyśmy się tak skrzyknęli...
Ale właściwie dlaczego skrzyknęli się Francuzi? Widmo drożejącego paliwa? U nas skoki bywają większe - czasem z dnia na dzień, a zawsze w zależności od regionu. Co bynajmniej nie od różnic zamożności regionu zależy. Zwyczajni jesteśmy tych różnic. Co oszczędniejsi jeżdżą na gaz. A Francuzi od razu za żółte kamizelki się wzięli. Zaś mundur, choćby taki tylko odblaskowy, zmienia człowieka bardzo. No i się dzieje w tej Francji.
Co tam leży na dnie? Tak mi się zdaje, że ta bajka jest stara jak świat - choć wariantów ma wiele. To bajka o królu młokosie, który nie ma pojęcia jak, ani za co, ani za ile żyją jego poddani. W dawnych czasach też podatki były, a ich podwyżki zwykle bywały tyleż nieprzewidywalne, co i zbyt wysokie. Ale pokorny lud, nakarmiony odpowiednio spreparowaną bajką, gotów był to przecierpieć. Klęli, płakali, kantowali - ale płacili.
Tych kilka centów, czy jak kto woli miedziaków, dawny pokorny lud umiał przecierpieć. Kilka euro na jedno tankowanie też. Gorzej, gdy lud zorientuje się, że król (prezydent, premier, kanclerz itp.) nie tylko ludu nie rozumie, ale rozumieć nie chce. A do tego lekceważy. Mądrzy królowie kupowali sobie za całkiem tanie pieniądze przychylność pospólstwa, za nieco większe sumy - przychylność możniejszych poddanych.
Tak mi się zdaje, że jesteśmy blisko żółtych kamizelek. Poszły w ruch i kamizelki, i cały arsenał ulicznych zajść, bo miara nieznajomości utrapień nękających obywateli oraz miara ich lekceważenia przekroczyły krytyczny poziom. Mów o Polsce - rzecze czytelnik. Przecież mówię...
Królów nie mamy. Nasz prezydent bliższy Polakom niż Macron Francuzom. W roli króla widzę wszelako „osobę zbiorową”. Jest nią - użyję niefortunnego określenia - „klasa rządząca”. Miano niefortunne, bo z użyciem marksistowskiego pojęcia „klasa”. Nie mam na myśli takich odniesień, ot nieporadność języka. Wolę zaś powiedzieć „klasa rządząca” a nie „szlachta” - bo szlachectwa coraz mniej. Szlachectwa i szlachetności.
Ktoś zapyta, po której stronie jestem. Px czy Py. Bogu dzięki, nigdy nie dałem się wciągnąć w tego typu licytacje. A jeśli chodzi o miarę nieznajomości utrapień nękających obywateli, to obydwa P są porównywalne.
Nawet, jeśli ktoś wyszedł z przeciętnego poziomu życia, to po roku obracania się w zamożniejszych i lepiej urządzonych sferach zmienił mu się punkt widzenia codzienności i mizerii tego świata. Jeśli na to nałoży się propaganda (a propaganda tumani nie tylko pospólstwo lecz i jaśnie oświeconych, bo propagandą rządzi klan mocniejszych; kiedyś zza Buga, teraz zza Odry)...
Otóż, jeśli na tę inność nałoży się propaganda, to klapa. Król (przypominam, chodzi o osobę zbiorową) coraz mniej rozumie poddanych, poddani przestają zaś ufać takiemu królowi.
Coraz rzadziej zabiegają o posłuchanie, coraz mniej wierzą w jakieś przysługujące im, wydumane prawa, coraz częściej lekceważy się ich zdanie. Nawet w samym akcie wyborów, w którym demokratyczna retoryka jest tylko listkiem figowym zasłaniającym walkę o władzę choćby tylko w gminie (najczęściej tylko o pseudo-władzę). W skrajnych przypadkach obywatele sięgają po żółte koszulki i resztę rewolucyjnego wyposażenia.
Jestem przekonany, że Polsce taki scenariusz nie grozi. Przeżyliśmy gorsze czasy. Potrafimy opowiadać dowcipy, śmiać się z władzy, opozycji i samych siebie. Jest w nas, Polakach, jakaś uparta nadzieja, że prędzej czy później wszystko się jakoś poskłada.
Jest jeszcze coś, czego Francuzom i w ogóle mieszkańcom zachodniej Europy brakuje. Streszczają to słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna”. O Bogu wiedzą niewiele i w rachunek codzienności Go nie wliczają.
Honor... Nie odmawiałbym wszystkim honoru, choć u wielu z nich większe jest poczucie... humoru.
Wreszcie – Ojczyzna. Z poczuciem właśnie humoru powiedział o tym kiedyś prezydent Francji gen. de Gaule: „Jak trudno jest rządzić krajem, w którym produkuje się 10 tysięcy gatunków sera”.
Dla nas, Polaków, triada „Bóg - Honor - Ojczyzna” wciąż znaczy bardzo wiele. I tak niech zostanie. Bajki stare jak świat nie zawsze u nas się sprawdzają.