Niestety nikt tu nie wróci. Tu? Nie tylko do mojej parafii, ale do całego obszaru podobnych naszej gminie i powiatowi starzejących się okolic.
Zostawmy sprawy wielkie, aby większym się przypatrzyć. Jakiś czas temu skończyłem kolędę. Skrzętnie od lat notuję, kto w każdej rodzinie przybył, kogo nie ma – z rocznikiem urodzenia. Jest to rachunek szerszy niż bilans chrztów i pogrzebów. Tu ktoś wrócił z „obozu pracy” (czyli z Holandii), tam znów wyjechał do Niemiec, jeszcze jakaś rodzina wyprowadziła się do pobliskiego miasta, a tu ktoś z dwójką dzieci kupił dom do remontu (odważni, nie powiem). Po skończonych odwiedzinach u parafian „wrzucam” dane do komputera, stary XP potrafi w prosty sposób policzyć, czego mi potrzeba. Ilość osób, średnią wieku oraz odchylenie standardowe.
Co z tych liczb wynika? Właściwie to, co widać na ulicy, w szkole, w kościele. Ludzi drastycznie mniej. W ciągu 20 lat ubyło ponad 30% mieszkańców. Z drugiej jednak strony, raptowny ubytek zatrzymał się. Dzieci niestety bardzo mało, młodzieży też. W niektórych rocznikach tylko po dwoje. Do starszych zalicza się coraz więcej osób. Pokolenia średniego wiekowo raczej niewiele, a i to większość w pobliżu wieku emerytalnego. Skoro widać, to po co liczby? Po to, aby nie ulegać sugestiom i nie upraszczać pewnych wniosków. Aby mieć też konkretne argumenty w rozmowach z ludźmi władzy – przede wszystkim lokalnej. Także z biskupem. Wszyscy między sobą, by rozumieć, co się z nami jako społecznością dzieje.
Jakby tak sprowadzić „naszych” z samego tylko Wrocławia, to naoczna obserwacja i pokolędowa statystyka byłyby bardzo optymistyczne. Niestety, nikt tu nie wróci. Tu? Nie tylko do mojej parafii, ale do całego obszaru podobnych naszej gminie i powiatowi okolic. W bliskiej perspektywie zostanie tu wielu ludzi starszych, którzy już teraz nie radzą sobie z codziennością życia – z utrzymaniem zbyt wielkich domów i mieszkań, z ich ogrzaniem, z zadbaniem o wielkie podwórka i nie do ogarnięcia ogródki. Ze zwałami śniegu zimą, a trawy latem... Coś o tym wszystkim wiem, bom w tej samej sytuacji. A zdolnych do pomocy nie widać.
Rośnie liczba zupełnie niezaradnych, a i uwięzionych w pokoju czy łóżku. Tego wszystkiego z perspektywy miast nie widać, a pewnie i sytuacja nie jest tam aż tak dramatyczna. Miejskie statystyki demograficzne są korzystniejsze. Powinno być więc łatwiej o pracowników socjalnych i stosowne fundusze. Bo przecież większym worem pieniędzy można swobodniej dysponować. – A może tak mi się tylko zdaje?
Widzę jeszcze pewien szczegółowy problem, dla mnie ważny. Starsi i dużo starsi księża. Bo i wśród nas coraz większy odsetek wiekowych. W wielu diecezjach, tak jest i w naszej, wiekiem przejścia w stan spoczynku jest 75. rok życia. W niektórych diecezjach było młodziej. Z tego co wiem, to w niektórych już poprzeczka poszła do góry. W jednoosobowej obsadzie, ze starszą zwykle gospodynią, wśród parafian, którzy sami już sobie nie radzą... Stary proboszcz wegetuje. Nie mówię już o duszpasterstwie, które staje się tylko konserwacją koniecznych obrzędów i zwyczajów. Codzienność trudnych dni, w oczekiwanej przez parafian i biskupa (a pewnie i papieża) mobilności, skrzeczy. Kolęda staje się mordęgą. A kandydaci do bierzmowania mają cotygodniowe wizyty w domu starca. Dobrze, jeśli dziadek osunie się na ziemię przy ołtarzu na niedzielnej sumie, zaraz zadzwonią po pogotowie. Ale jakby tak osłabł wieczorem, to dopiero we wtorek do zakładu pogrzebowego zadzwonią. Przepraszam za zgryźliwość, ale to jest życie, którego z pewnej perspektywy nie widać.
Czy można temu jakoś zaradzić? Pewnie tak. W diecezjach są wikariusze biskupi do różnych spraw. Powinien być też taki od wiekowych proboszczów i gospodyń. Monitorowałby wszystkich, powiedzmy, po 65. roku życia. Im starsi – tym częściej. I tych czynnych na parafiach, i tych mieszkających już w swoich emeryckich mieszkaniach rozrzuconych po całej diecezji (w domu księży emerytów przebywa tylko część). W niektórych diecezjach istnieją różne rozwiązania, ale generalnie sprawy jakby nie było. Funkcjonowanie takiej opieki powinno stać się wzorcem, a co najmniej znakiem dla społeczeństwa, że w dobie starzenia się Polski, Kościół o swoich seniorach nie tylko pamięta, ale realnie o nich się troszczy.