To, co napiszę, to taka moja prywatna historiozofia. Chcę się nią posłużyć, aby wywieść z niej wnioski nie polityczne, a ewangelizacyjne.
Tytułowe pytanie nie jest pytaniem naszych czasów. Można je odnieść do czasów Bolesława Chrobrego, można do czasów Jagiełły, Jana Kazimierza. Wreszcie do sytuacji z wieku XVIII, która obróciła się w uśmiercenie Polski jako bytu politycznego, bo tym przecież były rozbiory.
Tytułowym pytaniem sięgam więc tysiąca lat wstecz. I tak mi się wydaje, że jego aktualność nie tylko trwa, lecz się pogłębia. Przeszkadzamy Niemcom? To my tak krótko sąsiada określamy. Oni sami rozróżniają Bawarię od Saksonii, Nadrenię od Brandenburgii. A my, Polacy, węszymy, gdzie ukrył się "pruski duch". Bo rozbiorów dokonały przed 200 z górą laty właśnie Prusy. A najwięcej zła doznaliśmy od Hitlera. A on ani Niemiec, ani Prusak. Skomplikowana sprawa.
Po drugiej stronie mapy inny sąsiad. Układ również złożony. Zwykło się mówić Ruś. Ale o jej mieszkańcach mówiło się Moskale. Później - bolszewicy. Owszem, zajęły kiedyś polskie wojska Moskwę i Kreml tamtejszy zdobyły. W istocie był to jednak niewiele znaczący historyczny incydent. Moskale z Prusakami, Austriacy im pomogli - i Polska przestała istnieć.
Odrodziła się. Ale nie na długo. Dwa zaborcze mocarstwa zmówiły się, by kolejnego rozbioru dokonać i uczyniły to bezlitośnie w 1939 roku. A jednak niepokorna i świadoma samej siebie Polska istnieje, a ostatnimi czasy otrząsa się z resztek zniewolenia. Wygląda jednak na to, że u naszych sąsiadów budzą się stare resentymenty. No, nie mówię o całym narodzie jednym i drugim. Ale politycy swoje myślą; nieraz im się coś wyrwie pod naszym adresem. Czasem jest to krótkie warknięcie, jak u psa. A znaczy: przestań, bo ugryzę. Czasem wyrwie się bezrefleksyjnie, zdradzając tylko, co w sercu siedzi.
Zastanawia fakt, że i z innych stron świata niepochlebne, nieraz obraźliwe słowa padają. Ojoj, a ostatnio to kilka wiader pomyj na Polskę wylano. Za dużo tego, za bardzo naraz, nie bacząc na to, co kiedyś dyplomacją zwano. Czyżby jakaś jeśli nie zmowa, to złowróżbna synchronizacja? I wtedy to pomyślałem: komu przeszkadza Polska?
To tylko uproszczony szkic. Bo zaraz nasunęło mi się inne pytanie: co mamy z tym począć? Jak się mamy zachować? My, Polacy i chrześcijanie. Nie mam zamiaru dobrych rad dawać rządzącym. Nie będą tego czytać. Ale my, Polacy, zwykli ludzie mieszkający w miastach i na wsi, jak my mamy się zachować? Jak żyć? Jak sobie pomagać w sytuacji, gdy komuś przeszkadza Polska? I jak wierność Ewangelii zachować?
Po pierwsze, wedle starego przysłowia - klin trzeba klinem wybijać. To znaczy, że jeśli komuś Polska wadzi, ja i tak jestem z niej dumny i bez niej ani własnego życia, ani świata sobie nie wyobrażam. Tych dumnych powinno być ponad 30 milionów nad Wisłą i Odrą, a drugie tyle - nad wszystkimi rzekami świata. Niech widzą nas, dumny naród! I Ewangelii wierny.
Dumny ze swojej historii - a mamy powody. Co? Nie znamy naszej historii? No to do nauki. Książki, internet (tu, uwaga, nie zawsze głos zabierają dumni! Nie dać się zwodzić). W czasie rozbiorów mądrzy twórcy uczyli naród - Matejko, malując wielkość Polski i jej historii; Sienkiewicz, pisząc trylogię; Mickiewicz i Słowacki, tęskniąc wierszem. To i wiele innych inicjatyw miało wielki wpływ na Polaków. I siłę dawało. I trwali wierni Bogu i ojczyźnie.
A gdzie są współcześni nam twórcy? Na witrynach księgarń, które przetrwały, dominują języki obce. A dzieła wcale nie górnych lotów. Historię Polski wykłada w swoich książkach Anglik. Cenię go za to, ale gdzie są nasi? Młode pokolenie ojczystej historii nie zna. Jak mają być dumni z nieznanej im Matki?
Są dziedziny społecznego życia, w których zniszczyliśmy powody do dumy. Były to procesy sterowane z zewnątrz, ale dlaczego znalazło się tylu chętnych do pomocy? Najbardziej niszcząca dla egzystencji narodu i państwa była destrukcja przemysłu. Najpierw była zamiana przemysłu w skansen. Potem niekontrolowany, bezsensowny "eksport" inżynierów i innych fachowców. Do dziś nie potrafimy być dumni, w wielu dziedzinach wciąż nie mamy z czego, w wielu zaś innych naród nie wie, że znowu mamy powody do przemysłowej dumy. I cieszą się niektórzy, że będą mieli koreańskie tramwaje. Dziennikarze, którzy powinni o tym wszystkim uczyć, wolą tematykę LGTB. No właśnie, z tego to lepiej dumni nie bądźmy.
O tym i setce innych spraw wiemy. Wszelako sądzę, że nawoływanie do narodowej dumy nie jest machaniem chorągiewką przez trzylatka. Niech nas znają bliscy sąsiedzi i dalekie narody. Wciąż aktualne powinny być słowa Roty: "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz". Pewnie inaczej bym to dziś sformułował, ale przyjmowanie pozycji chłopaka do bicia nie przystoi. Dobrze, że choć niektórzy politycy zdają sobie z tego sprawę.
Komu przeszkadza Polska... Myślę, że także wszystkim, którym obca jest Ewangelia, którzy wiarę w Boga między bajki włożyli. Pokażmy im zadbany, odradzający się, kwitnący kraj z kościołami w tle. Z mądrymi ludźmi, wypełniony gromadami dzieci, przyjazny wszystkim. Pewnie dalej będziemy im solą w oku, ale w pewnym momencie zaczną nas szanować.