O ks. Janie Kaczkowskim i stworzonym przez niego hospicjum w Pucku opowiadała w Kędzierzynie-Koźlu Katarzyna Jabłońska, autorka dwóch książek - wywiadów z ks. Kaczkowskim.
- Jan umierał w domu. Tak, jak chciał. Był pod opieką puckiego hospicjum, które do niego dojeżdżało. Na szczęście nie cierpiał. Kiedy odwiedziłam go na 2 tygodnie przed śmiercią, już nie wstawał z łóżka, był wtedy jakby nieobecny, jakby w innej rzeczywistości. Zapytałam wtedy, co jest dla niego teraz najważniejsze. Odpowiedział, że wizyty przyjaciół. Zapytałam, czy go te wizyty męczą, odpowiedział, że trochę, ale i tak są najważniejsze i bardzo na nie czeka. Już po śmierci ks. Jana odwiedziłam jego rodziców. Mama opowiedziała mi, jak umierał. Umierał spokojnie, powtarzał w chwili śmierci słowo „miłosierdzie”. Byli przy nim mama, tata oraz brat i siostra. Kiedy było widać, że zbliża się koniec, siostra poprosiła mamę, żeby położyła Janowi dłoń na głowę, tak jak robiła, kiedy byli dziećmi i mieli gorączkę. Ona położyła dłoń, a on odszedł. To był poniedziałek wielkanocny. A pogrzeb - to tak bardzo w stylu ks. Jana i jego poczucia humoru - był w prima aprilis - mówiła wczoraj w Studni Otwarta Kultura MBP w Kędzierzynie-Koźlu red. Katarzyna Jabłońska, autorka bestsellerowej książki rozmów z ks. Janem Kaczkowskim „Nie ma szału, jest rak” oraz pisanej już pod koniec życia księdza książki „Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby”.
Do Kędzierzyna-Koźla, z którym czuje się związana przez osobę pochodzącego stamtąd przyjaciela-zaginionego w Alpach ks. Krzysztofa Grzywocza, przyjechała na zaproszenie Klubu "Tygodnika Powszechnego". Spotkanie prowadził Marcin Tumulka.
Zaprzyjaźniona z ks. Kaczkowskim redaktor „Więzi” opowiadała o tym, jak żył i umierał, jak przeżywał pracę w hospicjum i traktował chorych. - Jednak najważniejszą siłą była dla niego wiara. W kapłaństwie było dla niego najważniejsze to, żeby do końca być z ludźmi. Absolutnie nie oszczędzał się w tej służbie - mówiła K. Jabłońska, która zanim przystąpiła do pisania książki rozmów z ks. Kaczkowskim, zamieszkała w puckim hospicjum, stworzonym przez księdza i grono oddanych współpracowników.
- W każdym mieście powinny być hospicja. Mogą to być - choć nie zawsze są ze względu na niedofinansowanie z NFZ - piękne miejsca, gdzie naprawdę się żyje i przeżywa piękne chwile - mówiła red. Jabłońska, zachęcając uczestników spotkania do wolontaryjnego włączenia się w pracę powstającego w Kędzierzynie-Koźlu hospicjum i wspierania jego działalności.
Więcej w „Gościu Opolskim” nr 15/14 kwietnia.