Ta droga nas jednoczyła - mówili uczestnicy I Zakrzowskiej Nocnej Drogi Krzyżowej.
Prawie 200 osób wyruszyło wczoraj wieczorem (6.04) na organizowaną po raz pierwszy przez parafię w Zakrzowie Nocną Drogę Krzyżową.
Zakrzowską, bo zaczynała się tam i kończyła, ale prócz wiernych z parafii św. Mikołaja byli wśród nich mieszkańcy: Cisku, Ciężkowic, Długomiłowic, Łan, Łężec, Łubowic, Grzędzina, Gierałtowic, Nieznaszyna, Polskiej Cerekwi, Reńskiej Wsi, Maciowakrza, Pawłowiczek, Pokrzywnicy, Przewozu, Roszowickiego Lasu, Twardawy, a nawet Raciborza, Tworkowa czy Jawora. Wśród nich młodzi, dojrzali wiekiem, 5-9-letnie dzieci - cieszył widok idących zgodnie obok siebie rodzin.
Przed wyjściem uczestników pobłogosławił proboszcz zakrzowskiej parafii ks. Marek Wieczorek, zaś w drogę z wiernymi wyruszył i prowadził rozważania pochodzący stamtąd ks. Arnold Drechsler, dyrektor opolskiej Caritas.
- Ta nasza droga będzie trochę dłuższa niż ta, którą przeszedł Jezus na wzgórze Golgoty. Jednak nim zaczniemy rozważać Jego mękę, niewyobrażalny ból, zadawane Mu rany, wreszcie śmierć na krzyżu, musimy sobie uświadomić jedno: Kościół nigdy nie czcił cierpienia, także żaden święty nie został nim dlatego, że cierpiał. My czcimy Miłość. Tak wielką, że nie cofnie się przed cierpieniem aż po oddanie życia - podkreślał, zaczynając Drogę Krzyżową.
Trasa, licząca ponad 8 km, wiodła od Zakrzowa przez Steblów, Byczynice, Nieznaszyn, by od strony Jaborowic znów wrócić przed zakrzowską świątynię. Między kolejnymi stacjami był czas na modlitwę, śpiew i milczenie.
- Dowiedziałam się o tej Drodze Krzyżowej przez Facebooka i przyjechałam z córką, by wziąć w niej udział - po raz pierwszy w takiej formie przeżyć to nabożeństwo. I spodobało nam się. To taka osobista droga, człowiek idzie, modli się, rozmyśla o męce Jezusa i o swoim życiu, prosi Boga w swoich intencjach. My modliłyśmy się o zdrowie i błogosławieństwo w naszej rodzinie i mam nadzieję, że nas wysłucha - mówią Katarzyna i dzielna 9-letnia Magda Henzel z Przewozu.
Poza wsiami latarki były jedynymi źródłami światła, ale mrok pomagał w skupieniu i modlitwie. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćWielu przyznaje, że to dla nich - z uwagi na późniejszą porę (19.00) - szansa na wzięcie udziału w tym wielkopostnym nabożeństwie, bo zwykle, gdy odbywa się w kościele, są jeszcze w pracy. Inni szli mimo obaw, czy przejdą taki dystans.
- Chciałam przejść Drogą Krzyżową na Górze Świętej Anny, chodząc między tymi kapliczkami, ale mi się nie udało. Więc gdy dowiedziałam się o tej w Zakrzowie, pomyślałam, że skoro nie tam, to Pan Bóg daje mi okazję bliżej i grzechem byłoby nie skorzystać. Namówiłam sąsiadki i jesteśmy. Każda ma swoje intencje. Gdy się ma już ileś lat, swoje rodziny, jest się o co modlić. A przy tym, idąc, czuło się więź z innymi, jedność. Szliśmy razem, niezależnie od tego, czy ktoś jest bogaty czy biedny, znany czy nie, śpiewając, modląc się czy milcząc w ciemności... To łączyło i dodawało sił. Mamy tylko jedną uwagę: zróbcie to zaś za rok! - podsumowują Grażyna, Jadzia i Basia z Ciężkowic.
Zakończenie Drogi Krzyżowej miało miejsce przed krzyżem misyjnym. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość