Może po to jest kryzys instytucji, żebyśmy pojęli, że liczy się zupełnie coś innego?
Myślę, że wielu z nas zmaga się obecnie z myślami, co dalej będzie z Kościołem w Polsce. Nie wiem, co wam siedzi w głowach, ale wiem, co siedzi mnie. Nie będę kreślił żadnych scenariuszy wydarzeń, bo - jak przenikliwie pisał kard. Newman (w czasie burzy na morzu) - „nie chcę widzieć odległych scen, wystarczy mi jeden krok”. Nie mam też żadnych recept na cudowne uzdrowienie sytuacji zamętu i kryzysu. To znaczy - może i mam, ale nie mają one żadnego znaczenia, dla nikogo nie są ważne. Chcę tylko podzielić się tym, co przynosi mi pocieszenie w tych chwilach niewątpliwie smutnych i trudnych.
Może się trochę zdziwicie. Pocieszające myśli i obrazy znalazłem w przewodniku po Rzymie. Nie jest to całkiem zwykły przewodnik, ale „Przewodnik kulturowy po wczesnochrześcijańskim Rzymie”. "Śladami pierwszych chrześcijan" - dzieło znakomitego polskiego patrologa o. prof. Henryka Pietrasa i dr hab. Moniki Ożóg, historyka starożytności, dyrektorki Muzeum Śląska Opolskiego. Więcej o tej dość niezwykłej książce napiszę wkrótce w „Gościu Opolskim”, ale tu chcę powiedzieć to, że obraz wspólnoty chrześcijan rzymskich pierwszych wieków przynosi właśnie pocieszenie. Wcale - paradoksalnie? - nie ze względu na heroiczność i potęgę świadectwa męczenników.
Pocieszający jest dla mnie obraz zwykłego życia tej wspólnoty. Ludzie ubogich warstw społecznych. Św. Piotr pochowany w najzwyklejszym ziemnym grobie - podczas gdy możni ówczesnego Rzymu mieli ogromne grobowce. Bez własnych kościołów zbierający się w prywatnych domach. Na prostej liturgii, w której wręcz zakazane były ściśle określone formuły, żadnych wielkich uroczystych celebracji. Przewodniczący zgromadzeniu modlący się „najlepiej jak potrafi”. Bogatsi przynoszący na Eucharystię dary dla ubogich ze wspólnoty. Prostota, skromność. Zwyczajność - chciałoby się powiedzieć. I to w warunkach państwa opresyjnego wobec wyznawców Chrystusa.
Jasne, wieki minęły, wszystko się zmieniło. Instytucja jest potrzebna. Ale może siła Kościoła i naszej wiary nie mierzy się wspaniałością naszych kościołów, organizacji kościelnych czy prawa sprzyjającego wartościom chrześcijańskim? Może nie w tym trzeba upatrywać nadziei na przyszłość? Może po to jest ten kryzys instytucjonalnego wymiaru Kościoła, żebyśmy pojęli, że liczy się zupełnie coś innego? W tej myśli znajduję pocieszenie. A nawet wierzę, że ten kryzys mówi nam coś w rodzaju: „Zostawcie to, co mniej ważne, zobaczcie, o co naprawdę w życiu i śmierci chodzi”.