Przedstawienie Księgi Rodzaju zakończyło II Festiwal Zdarzeń Artystycznych OpenOpole 2019.
Przez dwa dni na placach w centrum Opola rozgrywały się niecodzienne atrakcje. Aktorzy uliczni, akrobaci i cyrkowcy opanowali miasto: klaunada, cyrk sznurkowy, teatr jednego aktora. Nad głowami przechodniów, pomiędzy ratuszową wieżą a kamienicami, po rozpiętej taśmie spacerowali akrobaci. Kto chciał, mógł tej sztuki popróbować na podobnej, rozciągniętej tuż nad ziemią.
- To specyfika takiego spektaklu ulicznego: dziesięć godzin montażu, godzina przedstawienia i sześć godzin demontażu - uśmiecha się Leszek Styś, dyrektor artystyczny Teatru A i Stowarzyszenia Proscenium oraz dyrektor całego festiwalu. - W sumie jedenaście wydarzeń, od niewielkich po takie, które próbują przemycać jakąś refleksję poważnym tematem, zapytać o kondycję człowieka. Potwornie zmęczeni, ale szczęśliwi, kończymy tę odsłonę. Ulica rządzi się swoimi prawami - tu mówi się nieco grubiej - zabawą, żonglerką, gestem. Teatr A z Gliwic stara się od 25 lat szukać sposobu, by opowiadać o rzeczach pięknych, mądrych, głębokich, a czasem wzruszających, prostych i bezpretensjonalnych, o wartościach uniwersalnych, pewnych archetypach, starając się szukać szerokiego sposobu dotarcia do ludzi - podsumowuje.
Genesis.
W sobotni wieczór ponad 200 mieszkańców wzięło udział w paradzie ulicznej „Terra Incognita”, która przypomniała życiorys niezwykłego Opolanina, Eduarda Shnitzera, znanego raczej jako Emin Pasza. Urodził się w Opolu, a ciekawe koleje losu sprawiły, że został gubernatorem Ekwatorii, południowej prowincji Sudanu.
Całość zakończył spektakl „Genesis” Teatru A na schodach pod kościołem „na Górce”, przygotowane z rozmachem, pełne symboliki przedstawienie obfitowało w różne środki wyrazu: pokazy pirotechniczne, taniec, postacie na szczudłach, zmieniająca się, budowana na oczach widzów - scenografia. Do tego światło i sugestywna muzyka.
Kolejne dni, stwarzanie świata... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Ja bardzo lubię teatr uliczny. Tutaj było dużo emocji, wspaniała muzyka, do treści nic dodać, nic ująć, bo tak to przemawiało. Nawet powiedziałam do koleżanki: „To teraz przez tydzień nie rozmawiamy, tylko będziemy posługiwać się gestami”, bo to było takie sugestywne i bardziej wymowne - uśmiecha się Barbara.
- To inny rodzaj sztuki, takiej współczesnej, nowoczesnej. Daje dużo do myślenia, zrobiła ona na mnie ogromne wrażenie. Przyszłam tu z ciekawości i cieszę się, że mogłam w nim uczestniczyć. Dzięki temu Opole żyje nie tylko w czerwcu, podczas festiwalu piosenki, ale także później coś się dzieje. To sobie bardzo cenimy - dodaje Krystyna, jedna z opolanek.
Festiwal zorganizowany był ze środków Urzędu Miasta Opola, zaś technicznie wparli go też miejscowi młodzi wolontariusze.
Przy schodach kościoła MB Bolesnej i św. Wojciecha zgromadziło się sporo publiczności. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość