Czy mogą istnieć bez siebie i bez wzajemnych powiązań? Intuicyjna odpowiedź wskazuje jeden wątek: polityka musi się liczyć z etyką. I to jest prawda – choćby się bardzo nie podobała politykom.
Bez uprzedniego uznania granicy dobra i zła, bez hierarchicznego uporządkowania ocen jednego i drugiego polityka zamienia się w większą bądź mniejszą zadymę albo i w wojnę. Przykładów aż nadto. Otwarte zostaje pytanie, jak skłonić polityków do poznania i przestrzegania etycznego minimum. Najbardziej opornych trzeba wymienić. Za mało korzystamy z możliwości wyboru. Odwróćmy teraz biegunowość tytułowego pytania. Twierdzimy, że etyce jest potrzebna polityka. Oczywiście nie w ten sposób, jakoby polityczna władza miała narzucać i egzekwować etyczne reguły – choć ochrona przed krzywdą zawsze należała do zadań władzy politycznej. Mamy jednak prawo oczekiwać więcej. Takiego mianowicie tworzenia przestrzeni publicznej, aby reguły etyki – przynajmniej w najogólniejszym zakresie – były nie tylko szanowane, ale by stawały się częścią owej przestrzeni. To, co jest takim programem minimum, wydaje się dla jakiejś części polityków ograniczaniem swobód obywatelskich. Na styku etyki i polityki zawsze iskrzyło.