Jan Włosek i Antoni Tyszecki z „dwójki” pomarańczowo-czerwonej w pieszej pielgrzymce biorą udział po raz 34. i 32.
Przedstawiając się, Antoni Tyszecki mówi, że ma 14 lat. Uśmiecha się, widząc zdziwienie. I dodaje: „14 lat do setki”. Na Jasną Górę idzie po raz 32, tradycyjnie w grupie kluczborskiej.
- Dopiero na emeryturze zacząłem chodzić. Wcześniej, jak pracowałem w milicji, miałem zakaz. Nawet jak chciałem pojechać na Jasną Górę, to miałem problemy - mówi. - W tym roku w sierpniu przeżywamy z żoną 60. rocznicę ślubu, więc mam za co dziękować. Mam trójkę dzieci, są wierzący. W dzieciństwie Wołyń przeżyłem. Trzeba dziękować - podkreśla pan Antoni.
Dodaje, że dziękuje Bogu też za to, że wciąż może chodzić na pielgrzymki. Wielkich przygotowań fizycznych nie było. Ot, jeździł na rowerze, bo zwykle na rowerze jeździ, ot, co dnia na działce popracował. - Kiedyś pielgrzym to był głodny i brudny. Dziś jest całkiem inaczej. Wszystko, czego potrzebuję mam. Chociaż dzisiaj, to wrócę do domu na nocleg, bo w Zębowicach nie będę miał… - mówi.
I zaraz włącza się do rozmowy Jan Włosek: - Jak to będziesz wracał na nocleg? Pójdziesz z nami. My mamy już umówiony.
Więc trudność rozwiązała się w mgnieniu oka. Na pielgrzymce naprawdę tak bywa. A Jan Włosek, rodem z Kluczborka, a teraz z Lwówka Śląskiego, to też wyjątkowy pielgrzym. Na Jasną Górę idzie po raz 34.
- Pielgrzymka to czas dla ducha. Jest to moje podziękowanie za różne dobrodziejstwa, które otrzymuję od Matki Bożej. Tak naprawdę to nawet nie powinienem móc chodzić, bo mam 14 kręgów do operacji, a chodzę - uśmiecha się pan Jan. I dodaje: - Fizycznie to nie jest dla mnie trud, żeby iść. Pierwszy raz szedłem z mamą. Ona na noclegach zaprowadziła mnie do gospodarzy, u których w następnych latach spałem. W niektórych z tych miejsc śpię do dzisiaj.
Panowie chwalą sobie pielgrzymowanie z młodzieżą. - Kiedyś młodzież szła na pielgrzymkę, żeby wyrwać się z domu. Różne rzeczy się działy. Staraliśmy się ich upominać. A dziś? Wiedzą, po co idą - podkreślają pielgrzymkowi seniorzy. I dodają, że w grupie nie ma podziału na starszych i młodszych. Każdy z każdym rozmawia, drogę przeżywa się wspólnie.
- Jasna Góra to dla mnie bardzo ważne miejsce. Tam składam wotum zaufania swojego losu w ręce Matki Bożej. W 1974 roku, kiedy dostałem się na studia, to poszedłem sam z Kluczborka do Częstochowy. Wyszedłem o 2.00 w nocy, a dotarłem na miejsce o 18.00 - opowiada. A to nie jedyna jego samotna pielgrzymka na Jasną Górę.