Od ośmiolatka po dziewięćdziesięciolatka - taka rozpiętość wiekowa dzieliła uczestników I Zjazdu Ministrantów w Wójcicach.
Pomysł poddał obecny proboszcz, ks. Waldemar Chudala, który sam przez 21 lat był ministrantem. Zebrało się prawie 40 osób - jedni przed laty przybyli do Wójcic ze Wschodu, inni urodzili się i służyli już tutaj.
- Ja byłem ministrantem tylko dwa lata, jeszcze w Łopatynie, od 1938 roku do wybuchu wojny. W czasie okupacji było różnie, to były lata trudne, których nawet nie chcę wspominać. Byłem przy wojsku, przy okopach, potem przyszło „wyzwolenie” i bandy banderowskie. Wreszcie przyjechaliśmy tutaj, do Wójcic w 1945 r. i do dziś tu mieszkam. Ale tu już tylko śpiewałem w chórze - mówi Kazimierz Młot, jeden z najstarszych uczestników.
Od najmłodszych ministrantów, który nadal służą, po tych, którzy stali przy ołtarzu przed kilkoma dekadami. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćSpotkali się w sobotę 17 sierpnia. Najpierw na Mszy św., potem pokłonili się Matce Bożej Łopatynskiej, by wreszcie spotkać się w plebanijnym ogrodzie, powspominać dawne czasy, kolegów. Kilku przyniosło albumy ze zdjęciami. A na końcu czekała na nich niespodzianka, zwiedzanie salki pełnej skarbów. Co tam było - wiedzą Ci, którzy byli obecni na spotkaniu.
- Mój brat był ministrantem, kuzyn, więc ja też chciałem. Zacząłem w 1986 r. i służyłem przez całą szkołę podstawową... Zaczynało się i kończyło w niedzielę, służba trwała cały tydzień, nie było przekładania, czasem trzeba było wybierać - to czy coś innego - opowiada Tomasz Trytko.
Tak płynęły kolejne historie.
Zgodnie twierdzą, że warto było być ministrantem. I że będą też kolejne zjazdy.
Więcej o tym spotkaniu w kolejnym wydaniu Gościa Opolskiego (nr 35/2019 na 1.09.2019)