Przy cudownej pogodzie w sanktuarium Maria Hilf nad Zlatymi Horami po raz 24 spotkali się pielgrzymi wywodzący się z Trzech Narodów
Nazwa pielgrzymki jest wiele mówiącym hasłem wyrastającym z przeszłości i kształtującym przyszłość – choćbyśmy myśleli tylko o tym niewielkim terytorialnym zasięgu tego wydarzenia. Bo wśród Polaków mamy i tych z Górnego Śląska ale i tych z dawnych wschodnich terenów Rzeczypospolitej, również z Podkarpacia.
Wśród Niemców – zarówno tych wywodzących się ze Śląska jak i tych, których korzenie są w Sudetach. Także wśród tych, których uważamy za Czechów są i rdzeni Czesi, ale są Morawianie, są mieszkańcy Hlučinska, są także Ślązacy na co dzień mówiący już po czesku. Skomplikowany jest ten ludzki tygiel. Granice pomiędzy schematycznie wyliczonymi tu grupami nieostre, często już wymieszane w rodzinach, nawet od kilku pokoleń. Jeszcze większym uproszczeniem są trzy flagi – czeska, polska i niemiecka. Ale one są potrzebne. Tak wprost należą do symboliki trzech państw, a narodów tylko w jakiejś mierze. Zwróćcie też uwagę na zdjęciu grającej na flecie dziewczyny z Białej Prudnickiej znaczek z dwoma flagami – polską i niemiecką, skrzyżowanymi drzewcami. Cała orkiestra ma te znaczki. I znaczy to wiele. Choć nie wszyscy czują pełny sens i intencje tych ludzi. Pracowałem wśród nich wiele lat, rozumiem więcej.
Ilu było pielgrzymów? Nikt nie liczył. Dużych autokarów było 25, mniejszych kilka i kilkadziesiąt samochodów. Rowerzystów niewielu. To nie jest pielgrzymka medialnie nagłaśniana ani wykorzystywana przez polityków do załatwiania partykularnych interesów. I to jest piękne. Tworzy klimat przyjaźni i prawdziwego braterstwa. Dlatego tyle tu radości, uśmiechu, życzliwości. Cieszy obecność dzieci – stąd nawet zdjęcie przytulanki czekającej na kocyku na swojego małolata. I nie widać dzieci rozkapryszonych i znudzonych. Widać, że obyte są z liturgicznymi obchodami. Na zdjęciach dzieci widać, ale było ich więcej.
Są świeccy, ale są i kapłani. No i trzech biskupów – ostrawski sufragan Martin David, opolski sufragan Rudolf Pierskała i misyjny biskup z Boliwii, ale nasz, za Śląska – tyle że na urlopie w rodzinnych stronach. Biskup Pierskała w kazaniu przybliżył postać ks. Richarda Henkesa beatyfikowanego tydzień wcześniej w Libmurgu w Niemczech. Krótko więc o nim:
Ks. Richard Henkes ur. w roku 1900, pallotyn, do pracy duszpasterskiej został skierowany do Ząbkowic (Frankenstein) oraz do klasztoru w Kietrzu (Katscher). Pracował także w innych miejscach. Jego zapał, bezkompromisowość i wpływ sięgały szerzej. Oddziaływał na całą Ziemię Hulczyńską, głosił rekolekcje, kazania w czasie pielgrzymek na Górze św. Anny. Był bezkompromisowo ewangeliczny i antynazistowski. Dzisiejsze kanony oceniłyby go jako angażującego się politycznie. Ówczesne władze niemieckie były tego samego zdania, co doprowadziło do jego aresztowania w roku 1943. Przez więzienie w Raciborzu trafił do obozu w Dachau. Gdy tam wybuchła epidemia tyfusu zgłosił się z innymi kapłanami (10 Polaków i 10 Niemców) do posługi w baraku dla dotkniętych chorobą. Większość też zaraziła się tyfusem i pomarła, ks. Henkes także... Jego relikwie towarzyszyły zebranym na Maria Hilf, a pielgrzymka miała charakter dziękczynienia za beatyfikację.
Zacytuję fragment listu, który po aresztowaniu przez nazistów (Niemcy aresztowali Niemca, niejednego zresztą...) wysłał do matki: “Do tej pory żyłem radosnymi tajemnicami różańca. Jeśli głosiłem Słowo Boże z ambony lub prowadziłem konferencje w sali, była to aktywność kapłańska pełna radości. A gdy teraz, Ty, Kochana Mamo, odmawiasz często przed krzyżem tajemnice bolesne różańca, pamiętaj o tym, że ja idę tą drogą razem z Odkupicielem i że to nie przynosi wstydu kapłanowi. Czy będzie mi dane przeżywać jeszcze tajemnice chwalebne na ziemi czy w niebie, pozostawiam to decyzji Dobrego Pana Boga. Mamo, dziękuję Ci bardzo za Twoją miłość. Nigdy o Tobie nie zapomnę i będziemy zawsze spotykać się w modlitwie. /…/ W Imię Boże i z serdecznymi pozdrowieniami. Twój, pełen wdzięczności syn Richard”.
Bogu dziękować, z ludźmi się cieszyć. No i czekać na kolejne spotkanie za rok. Już będzie mały jubileusz tych pielgrzymek. Jako ich bywalec i wieloletni dokumentalista zapraszam – do zobaczenia, na schledanou, auf Wiedesehen!