Jeśli my, frontowi duszpasterze i przełożeni Kościoła, nie zdołamy przeskoczyć dotychczasowych schematów – zaprzepaścimy wiele spraw.
Dostałem list wysłany na stary adres, ale poczta wie, gdzie mieszkam. Nadawca? Nieznany, przynajmniej tak mi się zdawało. Zwyczajny jestem takich listów. Ktoś chce się wygadać, ktoś pamięta z dawnych czasów. Tym razem było podobnie. Ciepły ton, przypomnienie się z początku lat osiemdziesiątych. I prośba. Tu kompletne zaskoczenie. Właściwie o czym tu pisać... A jednak piszę, bo czuję, że to jakiś zwiastun nowych potrzeb, ale i nowych reakcji na nie.
Prośba parafianki z odległej parafii, a nawet dalekiej diecezji. "Dotychczas naszego proboszcza wspierał ks. kanonik, ale odszedł do Pana... Może ksiądz zna kogoś, kto mógłby wesprzeć naszego proboszcza. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do odwiedzenia naszej Parafii, Violeta". Tak, "Parafii" z wielkiej litery. Niby drobiazg, ale widzę w nim odczucie, że "nasza Parafia" to dla Violety nie pospolite określenie, lecz nieomalże imię Kogoś, o kogo trzeba dbać, zatroszczyć się. A Parafii pomóc – to tak, jakby samemu (samej) sobie pomóc.
Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła, ale też od razu została wygaszona: jestem "w stanie spoczynku", ale jeszcze na chodzie... Niby tak. Ale na stare lata nie przeniosę się w dalekie strony. Tym bardziej, że tu też mam zajęcie – co niedzielę zastępstwo w jakiejś parafii. A jeszcze by biskup zadzwonił do mnie, by rzec: tutaj nie mogłeś być na parafii, a gdzie indziej to możesz? Pewnie by tak nie powiedział, ale...
Tak czy owak problem jest. Nie tylko dla tamtej parafii, ale dla wielu innych. Dziesięć lat temu miałem nadzieję załapać się na wiek 65 jako emerytalny, w niektórych diecezjach tak było. Było – bo już wróciły albo wracają do dawnej granicy – czyli lat 75. Wiem (bo liczyć potrafię), że w wielu diecezjach, w naszej też, granica ta przesunie się jeszcze nieco w górę. A może granicą stanie się nie wiek metrykalny, a niedołężność fizyczna bądź umysłowa proboszcza?
Rozmawiałem z kimś o tym. Usłyszałem, że ojciec w rodzinie nie przestaje być ojcem z powodu granicy wieku. Tak – odparłem – ale zwykle staje się dziadkiem, a to już inna perspektywa. Źle, gdyby dziadek miał zająć się i sprostać wszystkim zadaniom ojca w sile wieku. Niejedna sprawa byłaby zaniedbana w rodzinie i w domu. Podobnie na parafii. No to więcej kompetencji przekazać świeckim. Nie wydaje mi się to takie proste. Nawet w tej z pozoru najprostszej warstwie gospodarczo-finansowej. To oddzielny i wielowątkowy temat.
A w warstwie duszpasterskiej? Już od kilku ładnych lat zrezygnowałem z prowadzenia rekolekcji. Odmawiając proboszczom, argumentowałem: nie chcę twoim parafianom odpowiadać na pytania, które my stawialiśmy 50 lat temu. A problemów i pytań, z którymi oni przychodzą albo nie rozumiemy, albo nawet nie podejrzewamy, o co pyta dzisiejszy człowiek – niekoniecznie nawet młody.
Nie będę się rozwodził nad sposobami, którymi do siebie i swoich rówieśników przemawiają młodsze pokolenia. W mojej ostatniej parafii młodzi sami, już po raz drugi, zorganizowali ewangelizacyjny dzień – od popołudnia po noc ciemną. Pozapraszali zespoły, ciekawych ludzi ze świadectwami, uruchomili cały pion gastronomiczny. I fundusze zorganizowali. Miałem pewne obawy – kto przyjdzie? Przyszli ludziska, młodzi i starsi. Także z daleka – zwabieni na internetowych portalach. A młodzi nazwali swoją grupę "Głodni Pana".
Namieszałem wiele wątków, wiem. Bo i sprawa jest nie tylko wielowątkowa, ale wielopłaszczyznowa. Jeśli my, frontowi duszpasterze i przełożeni Kościoła, nie zdołamy przeskoczyć dotychczasowych schematów – zaprzepaścimy wiele spraw. A w parafiach, w diecezjach jest wielu chrześcijan (mężczyzn i kobiet) świadomych swego posłannictwa. Zależy im na ożywieniu Kościoła. A my ciągle swoje: "Popatrz, jak pięknie wyzłociłem kulę na wieży i krzyż błyszczy z daleka".