I tu jest Ewangelia, i to jest ewangelizacja. A imienia Jezusa w tym programie nie ma? Imienia zapisanego literami nie ma. Ale po co litery, skoro On sam jest?
Nasza lokalna metropolia w przebudowie. Wreszcie. Skutkuje to trudnościami komunikacyjnymi. Ni przejechać, ni zaparkować. Ale chodzić można do woli. Zatem idę, taki śródmiejski parczek - kilkanaście dostojnych drzew, alejki na krzyż, klomb, no i ławki. Na jednej siedzi starszy pan, ubrany raczej dziwnie, na dworze chłodno, nie bardzo, ale on okutany w jakieś coś, z włóczkową czapką. Z naprzeciwka młoda kobieta, prawie dziewczyna, jakby szła prosto do niego. Zdało mi się, że ją znam. Skręciłem w inną alejkę, żeby nie peszyć. Ona wyjęła z torby termosik czy coś takiego, przysiadła do owego człowieka, nalała... Rozmawiają. Nie mogłem krążyć wokół nich. Poszedłem dalej, od czasu do czasu dyskretnie się oglądając.
Za kilka dni spotkałem ją - faktycznie, znajoma - w zupełnie innym miejscu, ucieszyła się, rozmawiamy. "Skąd znasz tego bezdomnego?" - wystrzeliłem. "Aaa, tego na ławeczce? Z tej ławeczki. Wiem, że rano bywa zziębnięty, to wzięłam, co trzeba... Nie, nie znam go, to znaczy tyle, co z ławeczki. A, choć tyle mu pomogę. Już mi trochę opowiedział. Paskudne, niezawinione CV".
Życie mnie nauczyło, że pojedyncze przypadki zwykle nie są pojedyncze. Podobnych sytuacji musiało być tego dnia - a jeśli i tego, to i wczoraj, i przedwczoraj - ileś tam. Od Świnoujścia po Ustrzyki i od Suwałk po Karpacz. I nie tylko w Polsce. I nie tylko o gorącą herbatę w chłodny poranek pewnie chodziło. Świat jest wypełniony dobrymi ludźmi i ich dobrocią. I zacząłem w pamięci odtwarzać takie i podobne sytuacje, których świadkiem w życiu byłem. Tyle że felietonów i komentarzy na ten temat niewiele, filmów i filmików jeszcze mniej. Owszem, czasem coś tam w internecie się przebije, wszelako o wiele częściej znaleźć można przekopiowane piękne, nawet wzruszające hasła, dewizy, sentencje. Dobrze, że te rzeczy są, jakoś wpływają na oglądających. Jednak od sentencji więcej znaczą termosiki z gorącą herbatą.
Mijają dni Wszystkich Świętych. Że wspominamy zmarłych? Wspominamy. Ale przede wszystkim wspominamy całe dobro, jakie oni spełnili na tym świecie. Choćby to był ten termosik z gorącą herbatą. A były to sprawy nieraz ogromnej wagi i miary. I wielkiego nakładu sił, często też materialnych środków. Ci, których to kosztowało najwięcej (nie o pieniądzach myślę), ci, którzy potrafili samego/samą siebie zatracić w czynieniu dobra, w wyznawaniu wiary, w walce o sprawiedliwość - tych papieże świętymi ogłosili. Dlatego trzeba w niebo patrzyć. I Bogu dziękować, i do tych świętych się uśmiechać.
Ale dni Wszystkich Świętych to także dni rozglądania się wokół siebie, by nawet przez przypadek w chłodny poranek dostrzec scenę przy miejskiej ławce. A tak się składa, że kiedyś w tym samym mieście, chyba na sąsiedniej ulicy, grupka chłopaków, już nocą, zobaczyła śpiącego na ławce. Po jakimś czasie wrócili z rozmaitymi rzeczami, które mu miały pomóc sił nabrać i noc przetrwać. Miejski monitoring zarejestrował wszystko, jakiś "przeciek" mimo ochrony danych nastąpił. I dobrze. Byśmy wiedzieli, że święci to nie dopiero w niebie. A ci na ziemi? Mój Boże, często z grzechami na sumieniu, a jednak z sercem otwartym i rękoma gotowymi pomóc.
I tu jest Ewangelia, i to jest ewangelizacja. Z programem zwięzłym: możesz pomóc, to znaczy trzeba pomóc. A imienia Jezusa w tym programie nie ma? Imienia zapisanego literami nie ma. Ale po co litery, skoro On sam jest? Może czasem bawi się z nami w chowanego, ale wytrwałym w każdym dobrym dziele ujawni się raczej prędzej niż później. Jaka wtedy radość będzie!