Reforma, która w centrum będzie miała służbę, a nie administrację... Otóż taka reforma, byle nie stała się wydumaną i narzucaną reformacją, jest potrzebna.
Dwie rocznice z ostatniego tygodnia. Jako dziecko zastanawiała mnie sprzeczność – rocznicę rewolucji październikowej obchodziło się (także w szkole) w listopadzie. Pojąłem, gdy dowiedziałem się (ale to chyba nie w szkole) o gregoriańskiej reformie kalendarza i „zgubionych” prawie dwóch tygodniach. O innej rewolucji – zwanej reformacją – dowiedziałem się jeszcze później, chyba dopiero na studiach. No i obie rocznice już za nami. Właściwie bez echa.
Wszelako od jakiegoś czasu pojawiają się głosy, że Kościołowi grozi „nowa reformacja”. Myślę, że to określenie trochę na wyrost – nie widać „nowego Lutra”, to i „nowej reformacji” trudno oczekiwać. Jedni może oczekują z lękiem, inni z nadzieją, jeszcze inni z jakąś Schadenfreude, że oto kościół się rozsypie (ci ostatni zwykle z małej litery piszą „kościół”).
No cóż, określenie, iż Kościół wymaga nieustannej reformy, nie jest nowe. Rozpowszechniło się w czasach II soboru watykańskiego (czasy mojej kleryckiej młodości). Ostatnio – 6 lat temu – trafiło na okładkę książki zacnych i znanych teologów. Ale w przeszłości użyte zostało także przez tych, którzy zainspirowani przez Lutra, drastycznej reformy Kościoła dokonali. Ale nie oni to wymyślili, samo sformułowanie „Ecclesia semper reformanda” znajdziemy już u św. Augustyna (przełom IV i V wieku).
Dlaczego Kościół winien się wciąż reformować? No bo jest częścią tego świata – tego, czyli podlegającego upływowi czasu. Wraz z czasem mijają różne sprawy, zmienia się wartościowanie innych, zjawiają się nowi ludzie na różnych świecznikach, rodzą się nowe idee, stare więdną. Rodzi się nowe dobro, ale też nowe zagrożenia różnego rodzaju. To, co nie potrafi się zreformować, ląduje w muzeach albo i na śmietnikach historii. Przetrwa i nowej siły nabierze to, co jest w stanie uformować się na nowo.
Kościół naszych dni stał się bardzo niejednorodny. Istnieje cała sieć małych, starzejących się wiejskich parafijek. Młodzi dawno wyjechali, mieszkają tylko niektórzy, a wiejski dom stał się już tylko sypialnią. Związki z parafią – rozumiane jako uczęszczanie na niedzielne Msze i spełnianie innych zwyczajowych powinności – gromadzą kilkanaście niedosłyszących osób... Kontrastowo to odmalowuję, w rzeczywistości skala zjawisk jest szersza. Za kilka lat ludzie ci zostaną zostawieni sami sobie, z zawilgłym kościołem i objazdowym księdzem raz na kilka niedziel. Bo młodych do tego „posłannictwa” już na lekarstwo.
Po drugiej stronie krajobrazu parafie duże, z udziałem młodych rodzin, z dostępem nie tylko do wiejskiego sklepiku, ale do wszelakich dóbr i materialnych, i kulturalnych, i duchowych z religijnymi włącznie. Sięgających po te ostatnie niewielu. Nie tylko są, ale i tworzą coraz mocniej skonsolidowane grupy, wspólnoty, także społeczności (rozumiem przez to, że wychodzą poza krąg spraw wiary i religii – ku dziełom społecznym, charytatywnym, wychowawczym itd.).
Naszkicowałem dwa oblicza Kościoła. Szkice skrótowe, uproszczone na miarę felietonu. Każdy z Czytelników mógłby tu dopisać wiele kolejnych wątków. Jak ta mozaika się poukłada w najbliższej i dalszej przyszłości? Jak będą musiały się zmienić struktury na poziomie parafii, by mogły żyć Ewangelią i te karłowaciejące gromadki chrześcijan na peryferiach, i te wspólnoty przekraczające w miastach (często na większych obszarach) granice obecnej sieci parafialnej. Aktualna sieć jest już niewydolna, kosztowna w utrzymaniu, nieskuteczna w funkcjonowaniu, mało znacząca w ewangelizacji.
„Nowego Lutra” nie widać, co i dobrze. Na kolejną reformację nie czekamy. Ale zdecydowana reforma, gotowa odrzucić wszystko, co krępuje Kościół, gotowa zrezygnować z wielosłowia (i mówionego, i pisanego, i dekretowanego), gotowa zejść pomiędzy ludzi – wszystkich – z prostym przesłaniem z Ewangelii wziętym, gotowa stawiać rzeczywiste wymagania animatorom tego dzieła, gotowa nagradzać nowymi trudami a nie fałszywymi godnościami, gotowa na życie ubogie i środki najprostsze... Reforma która w centrum będzie miała służbę, a nie administrację... Otóż taka reforma, byle nie stała się wydumaną i narzucaną reformacją, jest potrzebna. Nie na jutro, a na wczoraj.