Ryszard Krynicki odsłonił pierwsze "drzewko" w opolskim "Ogrodzie literatury" i opowiadał o swojej poezji.
- Pamiętam pierwsze spotkanie z poezją Ryszarda Krynickiego. To była kieszonkowa kopia tomu "Niewiele więcej i nowe wiersze", przeszmuglowana przez mego przyjaciela do szkoły, o ile się nie mylę, w 1986 r. Nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiły na mnie te wiersze. Podziemna, nielegalna odbitka wcześniejszego wydania, pomniejszona i wydrukowana na złej jakości papierze. Czytaliśmy w tajemnicy, wiedząc, że mamy przed sobą trudno dostępny skarb. Głos człowieka wolnego. Z chciwością czytaliśmy tę zakazaną poezję, szukając w niej słów nadziei, wskazówki. Mała czcionka i skąpe, krótkie, czasem ledwie trzywersowe wiersze. I pamiętam swoje zdziwienie. Jakże to? Właśnie tyle przeciwko całemu systemowi? Przeciw całej górze żelastwa przetaczającej się po ulicach z chrobotem gąsienic? Przeciwko tej masie mundurów? Przeciwko szarej, cementowej płycie, pustym półkom w sklepach, kilometrowym kolejkom, beznadziejnej pijackiej codzienności robotniczych blokowisk? Te kilka słów? Kilka zakazanych słów, w dodatku takich, że nie stroniły od wyrażania zwątpienia i zmęczenia, wzdragały się przed łatwym pocieszeniem? To właśnie tych kilka słów było ściganych przez służby, siatkę szpiegów i szpicli, tajnych współpracowników, konfidentów, wścibskie sąsiadki. Pomyślałem wtedy: jakie te słowa muszą mieć moc, skoro uruchomiono do walki z nimi takie siły? Skoro państwo zakazywało ich lektury! - mówił wczoraj (12 listopada) Tomasz Różycki w laudacji na cześć Ryszarda Krynickiego podczas otwarcia "Ogrodu literatury" w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu.
Pierwsze "drzewko" w opolskim Ogrodzie to profil właśnie Ryszarda Krynickiego – znakomitego poety, wydawcy (wydawnictwo A5), tłumacza, opozycjonisty objętego w czasach PRL oficjalnym zakazem druku (Krynicki był m.in. sygnatariuszem memoriału protestującego przeciwko zmianom w Konstytucji w roku 1976, współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników).
- Słowa mogą prawie wszystko, ale niestety nie wszystko. Bo nie wszystko da się wypowiedzieć. Nawet – nazwać – mówił poeta w rozmowie z Bartoszem Suwińskim. Oszczędny, precyzyjny, szlachetny i uważny sposób, w jaki mówi Ryszard Krynicki, wprowadził na sali konferencyjnej opolskiej biblioteki nastrój chwilami bliski niemal medytacji czy nawet kontemplacji, na którą zostawione były momenty ciszy dzięki pełnej spokoju narracji poety.
- Cisza to jest coś bardzo mi potrzebnego. Bo żyjemy jednak w czasach wrzasku, można powiedzieć. Cywilizacyjnego wrzasku, politycznego wrzasku itd. To nie znaczy, że ja zmierzam do milczenia. Bo cisza i milczenie to są trochę różne rzeczy. Nie zmierzam do milczenia, bo tak czy inaczej kiedyś będę musiał zamilknąć. Niestety. Bo to czeka każdego z nas – mówił Krynicki.
- Jeżeli chodzi o coś, co dla mnie jest ważne, na co chciałbym uwrażliwić – jeżeli tak to można nazwać – to jest uważność. Bo rzadko zdarzają nam się chwile prawdziwej uważności, kiedy zwracamy na coś uwagę. Kiedy coś widzimy. Kiedy dostrzegamy coś zarówno w świecie, który nas otacza, jak i w świecie myśli. Uważność dla istnienia. Trochę to jest nieprecyzyjne, może nawet bardzo nieprecyzyjne, ale próbuję jak mogę – mówił poeta o swojej poezji, którą Suwiński nazwał "dyskretną, cichą i wycofaną, przywracającą wagę słowom".
Tomasz Różycki (P) czyta laudację na cześć Ryszarda Krynickiego. Andrzej Kerner /Foto Gość