Jak mam wyglądać i zachowywać się tak, jak wielu z tych „nawróconych”, niezwyczajnie pobożnych i zaangażowanych katolików, to wolałbym jednak nie.
Nie wiedziałem, że dziewięćsił po góralsku nazywa się dziewięciornik. Ale do tego wrócimy, jeśli pozwolicie. Bo najpierw chciałbym powiedzieć – i sam nie wiem całkiem dokładnie, dlaczego – że pani, dam jej tu na imię Nadia, Nadieżda ( czyli– Nadzieja) przyznała mi w jednej z opolskich piekarni rabat studencki na bułkę cynamonową. Co - nie muszę tego chyba mówić - bardzo mnie ucieszyło i napełniło radością na cały prawie dzień. Bo te 39 groszy to jedno, a uśmiech pani Nadii to drugie. Jednak mężczyźni są łatwi do kupienia, musicie przyznać.
Kiedy kardynał Kurt Koch ze śmiechem przyznał, że też nie pamięta swojej odpowiedzi na trzecie pytanie, na sali wydziału teologicznego opolskiego uniwersytetu wybuchł gromki (a jak na warunki międzynarodowego sympozjum ekumenicznego można nawet zaryzykować określenie –spontaniczny) śmiech.
Było tak. Kardynał, minister ekumenizmu w Watykanie, otrzymał w Opolu od słuchacza debaty trzy wielkiej wagi pytania. Z gatunku fundamentalnych, być może decydujących o przyszłości Kościoła, chrześcijaństwa i świata. Kardynał dał precyzyjną, jasną odpowiedź, a tłumacz – to znaczy doskonały w tej roli ks. Wojciech Pracki, proboszcz parafii ewangelickiej w Opolu - zaczął robić swoje. Wywód na dwie pierwsze kwestie poszedł wyczerpująco, jednak przed kwestią trzecią ks. Pracki lekko się zawahał. O co chodziło? Co to było? Zwrócił się wtedy do kardynała katolickiego z prośbą o przypomnienie. A szwajcarski kardynał delikatnie się uśmiechnął i powiedział, że też ma trudność z przypomnieniem sobie, co to było.
No i czy nie jest to najlepsza odpowiedź na to, co zrobić z wszystkimi naszymi sporami, dramatycznymi oskarżeniami, kontrowersjami, gorącymi filipikami jednych przeciw drugim? Kiedyś wszystko i tak pokryje pył niepamięci. Zostanie tylko uśmiech, serdeczność, wzajemny szacunek, życzliwość - żeby większych słów już tu nie używać.
Codziennie mam co najmniej dwa pomysły na polemiczne felietony w kwestiach gorących, ważnych i nie cierpiących zwłoki. Dwa, a nawet trzy - jak bardziej wnerwiony jestem. No i nie piszę ich. A świat trwa dalej i pyta mnie: Co tam, Kernerek, żyjesz? Jak żyjesz?
Przejmuje mnie oczywiście stan naszej katolickiej wspólnoty, hejt między różnie myślącymi o Kościele, rosnące mury i niezrozumienie, wzajemna chęć dopiekania. Ale co mam z tym zrobić ja? Nawrócić się, powie mi każdy pobożny katolik. I to jest bardzo słuszna odpowiedź, ale ja na nią odpowiadam sobie, że jak mam wyglądać i zachowywać się tak jak wielu z tych "nawróconych", niezwyczajnie pobożnych i zaangażowanych katolików, to wolałbym jednak nie. Przeszkadza mi brak wewnętrznej wolności, jaki widzę u wielu z nich, to uzależnienie – by nie powiedzieć więcej - od jakiegoś aktualnie modnego "guru" kościelnego, który nie znosi sprzeciwu wobec swoich wyobrażeń i pomysłów.
A przecież wiem, że muszę się nawrócić, wyjścia innego nie widać. Jak to zrobić, to sprawa jedna. Ale jak sprawdzić, czy to jest dobrze zrobione – to rzecz druga. I odpowiedź na to pytanie znajduję w sprawdzonym źródle – u ks. Józefa Tischnera. A konkretnie w najnowszej, a przecudnej, książce z jego homiliami i felietonami "Mądrość ludzi gór". "Co to znaczy odrodzić się na nowo, odnowić? Człowiek musi zrozumieć coś co jest bardzo proste, a ludzie tego nie rozumieją: musi zrozumieć, że wszystko, że każda chwila jego życia jest darem. Że darem jest ten kawałek deski, którą teraz masz pod nogami, że darem jest ten czas modlitwy, który mamy tutaj spędzić razem, że darem jest to, iż możesz słuchać, darem jest to, że możesz patrzeć, darem jest to, że możesz śpiewać. Że darem jest to słońce, które wyszło teraz zza chmur, ale i darem był ten wczorajszy i przedwczorajszy deszcz. Że to jest dar, Boży dar. I że my, ludzie, mamy coś z tym darem począć" - mówił Tischner w Łopusznej 34 lata temu.
Po drugiej stronie Turbacza, w Ochotnicy Górnej, dwa lata potem mówił (między innymi, rzecz jasna) o dziewięćsiłach na gorczańskich polanach. To dla mnie bardzo istotne jest, bo polany nad Ochotnicą Górną to są miejsca ważne w moim życiu. O tym opowiem Wam jednak innym razem, jak okazja będzie. Teraz czas na Tischnera. "Po co też to Pan Bóg stworzył takie dziewięciorniki? Ani tego krowa nie zje, ani nawet owca nie chyci, kłuje to – ale jak zakwitnie, to polana się robi jakaś taka inna, ładniejsza, piękniejsza. [Kwiat] nie na zjedzenie stworzony, ale na to, żeby człowiekowi, jak się patrzy na te łąki, zrobiło się raźniej na duszy".
I o to chodzi – o raźność duszy. Jak jej nie ma, to nawrócenie i gorliwość można sobie darować i dalej trza szukać. Aż się przed nami i w nas otworzy świat, który jest darem.
Dziewięćsił (dziewięciornik) z okolic Jurgowa, rodzinnej miejscowości mamy ks. Tischnera. Andrzej Kerner /Foto Gość