- Kiedyś wydawało mi się, że wszystko już wiem. Teraz wiem, że każdy z nas popełnia błędy, ale trzeba być szczerym, mieć intuicję i umieć słuchać - mówi znany piłkarz.
Jerzy Brzęczek, wicemistrz olimpijski w piłce nożnej, trener i selekcjoner polskiej reprezentacji, gościł w środę 11 grudnia w Gogolinie.
Młodzi z uwagą, a starsi z nostalgią słuchali o najciekawszych chwilach na światowych murawach. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćNa spotkaniu zorganizowanym w ramach cyklu „Spotkanie z mistrzem” w Gminnym Centrum Kultury opowiadał młodym piłkarzom, kibicom i miłośnikom futbolu o początkach swojej piłkarskiej drogi, kolejnych szczeblach kariery, pamiętnych meczach, wreszcie o trenerskiej ścieżce.
- Nie z każdego Polaka byłem dumny, ale zawsze byłem i jestem dumny i wdzięczny, że jestem Polakiem - mówił, wspominając najważniejsze rozgrywki, ale i sławnych piłkarzy z dawnych lat. A mówiąc o drodze do zawodowego sportu, porównał to do przebijania się przez dżunglę. - To walka, by dostać się na najwyższy poziom. Każdego roku tysiące młodych ludzi wychodzi z grupy juniorów, w najwyższych klasach gra ok. 400 zawodników, połowa jest z zagranicy. Z pozostałych dwustu iluś gra przecież parę lat. Dostać się do tego grona nie jest łatwe, to ciężka praca, ale warto! - zachęcał.
Wśród publiczności było wielu obecnych i dawnych piłkarzy. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćUdzielając rad tym, którzy dopiero zaczynają, podkreślał, jak ważne jest, by poświęcając się pasji, nie zaniedbać szkoły, radził, jak pokonywać zniechęcenie, które pojawia się u każdego, i opowiadał, jak trudno nie przenosić na boisko prywatnych spraw i kłopotów. Zapytany przez publiczność odnosił się też do roli trenera.
- W każdej grupie, która chce osiągnąć sukces, potrzebne są osobowości o różnych charakterach. Największą sztuką trenera i sztabu trenerskiego jest to, żeby tę grupę najpierw wyselekcjonować, a potem tak nią zarządzać, prowadzić, żeby oni z jednej strony przestrzegali pewnych reguł, a z drugiej stworzyli taki team, który będzie miał ten cel, wychodząc na boisko, żeby osiągnąć wynik. W takiej grupie facetów czy też kobiet nie wszyscy będą się kochać, ale musi być taka atmosfera, kontakt, że wychodzimy na boisko i mamy przygodę naszego życia, która może otworzyć nam drzwi do kariery - tłumaczył.
Spotkanie z Jerzym Brzęczkiem zainteresowało wielu mieszkańców Gogolina i okolic. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćPrzyznał, że jego pierwszym idolem był kuzyn Krzysztof, grający z numerem 10 - że brał piłkę i godzinami kopał nią w bramę na podwórku. Jego siostrzeńcem jest z kolei Jakub Błaszczykowski.
Okazało się też, że piłka nożna nie jest jedyną pasją Jerzego Brzęczka, a w święta Bożego Narodzenia zdarzyło mu się nawet grać na instrumencie - tamburynie.
Potem rozdał całe mnóstwo autografów. A jeszcze przed spotkaniem wziął udział w treningu młodych zawodników klubu piłkarskiego MKS Gogolin, pochwalił ich przygotowanie koordynacyjne, wymienił też parę uwag z ich trenerami.
- To dla nas ogromne wyróżnienie, tym większe, że mieliśmy możliwość zadać kilka pytań. Przede wszystkim zwrócił uwagę, że trener powinien umieć słuchać tego, co mówią inni - zawodnicy, działacze, prezesi, nie myśleć, że się jest najmądrzejszym, rozwijać się. Było kilka cennych rad, także prywatnych - myślę, że do końca życia je zapamiętam. A praca z dziećmi jest bardzo wdzięczna, choć trudna i odpowiedzialna, i daje dużo satysfakcji - przyznaje Adrian Pajączkowski, trener jednej z młodszych grup piłkarskich MKS Gogolin.
- Od początku kariery trzeba uczyć się rozdawać autografy - powiedział mistrz do jednego z zawodników MKS Gogolin, wymieniając się z nim podpisami. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość