Dziesięciu księży diecezji opolskiej obchodzi dziś 60. rocznicę przyjęcia święceń kapłańskich.
Na roku zaczynało ich ponad 50, a 19 czerwca 1960 roku święcenia prezbiteriatu przyjęło 27 diakonów. Do dziś żyje dziesięciu: ks. Rudolf Beer, ks. Reinhold Buczek, ks. Joachim Dembończyk, ks Bronisław Dołhań, ks. Stefan Jenek, ks. Franciszek Lerch, ks. Norbert Peikert, ks. Jan Szywalski, ks. Joachim Obronczka oraz ks. Ludwik Ślęzak (nieobecny na spotkaniu).
Prawie wszyscy spotkali się już wczoraj w kaplicy biskupiej, by z bp. Andrzejem Czają i bp. Pawłem Stobrawą odprawić dziękczynną Mszę św. Opolski ordynariusz przekazał jubilatom pozdrowienia od abp. Alfonsa Nossola, bp. Jana Kopca, bp. seniora Gerarda Kusza i innych obecnych i emerytowanych biskupów.
- Dzisiejsze czytania i Ewangelia wzięte jest z przypadającej na dzień waszych święceń (19. czerwca) uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa także dlatego, bo przecież z Serca Jezusowego jest to nasze kapłaństwo - wskazywał bp Andrzej Czaja. - Przed laty wokół was było wiele ludzi a i was było więcej. Wyczytywano wasze imiona a wy odpowiadaliście na to wezwanie „jestem gotów” - witał jubilatów bp Andrzej Czaja.
- Wtedy jeszcze „adsum” (łac. jestem obecny”) - wspomnieli z uśmiechem kapłani. Po sześciu dekadach biskup ponownie odczytał ich nazwiska a oni odpowiadali jak wtedy.
- Dziś wasze serca pełne są wdzięczności, bo przecież doświadczyliście wiele, wiecie za co dziękować, za co przepraszać i o co prosić, co jest najważniejsze w kapłaństwie, także w tym ostatnim etapie. I wołamy o jak najwięcej nowych, licznych i świętych powołań. Liczę, że ta prośba diamentowych jubilatów będzie wysłuchana – podkreślał biskup.
Jubilaci wspominali też dawne czasy, swoich zmarłych kolegów kursowych i wykładowców i biskupów: bp. F. Jopa, który udzielił im święceń, bp. W. Wyciska, abp. A. Nossola i wreszcie bp. A. Czaję.
- Byliśmy bardzo młodo święceni, ja miałem tylko 23 lata i 1 tydzień. Najmłodszy z nas, ks. Stefan, nie miał nawet 23 lat. To był taki kryzysowy czas, bp. F. Jopowi grozili, że wezmą kleryków do wojska, i przyszła specjalna dyspensa ze Stolicy Apostolskiej, że wyświęcono aż trzech, którzy byli tak młodzi. Dziś jesteśmy na emeryturze, ale przeważnie wszyscy dotrwali na parafiach do wieku 75 lat - mówi ks. Jan Szywalski. Przyznał, że dziś kapłanom jest trudniej, bo choć i im było niełatwo za czasów komuny, to bardziej czuli, że ludzie byli z nimi, wspierali ich. Stwierdził z humorem, że choć dziś zdrowie już nie to i coraz więcej „części zamiennych” - od okularów, przez aparaty słuchowe po laskę, to jednak podsumowując te lata było bardzo fajnie.
Choć z czasem trudniej podejść do ołtarza, bo nogi słabsze i sił mniej, jubilaci świadczą o Jezusie życiem i stałością w powołaniu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Najpiękniejsze są lata wikariuszowskie i proboszczowskie. Później, na emeryturze każdy organizuje sobie życie jak może - jeden w domu księży emerytów, inny mieszkając gdzieś w mieście. Na starość życie jest mniej ciekawe - stwierdza ks. Reinhold Buczek, który był proboszczem w Rachowicach a potem przez lata w Kotulinie.
- Czas emerytury podwaja możliwość powrotu do wspomnień i refleksji, ale też spojrzenia w przyszłość, zwłaszcza, że nie ma takiej sprawności fizycznej ani potrzeby, by udzielać się tak intensywnie w duszpasterstwie - podkreśla ks. Franciszek Lerch, posługujący w Nasiedlu, a potem długo w opolskich Węgrach. Emeryturę spędza aktywnie w rodzinnych Biedrzychowicach pomagając duszpastersko, ale też wydał publikację zbierając historie tamtejszych krzyży i kapliczek, a teraz pracuje nad przypomnieniem losów tamtejszych kapłanów.
Na jubileuszową uroczystość dotarli też kapłani będący obecnie poza diecezją.
Jednym z nich jest ks. Joachim Obronczka, posługujący od 49 lat w diecezji Münster (Niemcy). - Moje najważniejsze doświadczenie w szkole i w parafii jest takie, że ludzie nas potrzebują, naszej posługi sakramentalnej, ale także do rozmowy. Najważniejsze określenie kapłana to duszpasterz - opowiada o swojej posłudze.
Tradycyjnie po Eucharystii był czas na wspólne zdjęcie Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Przede wszystkim trzeba chcieć być księdzem i wsłuchiwać się w głos Boga. Będąc w seminarium prosiłem Boga, by jeśli otrzymam łaskę bycia księdzem, móc posługiwać przynajmniej pięć lat, bo słyszałem o księdzu, który był wyświęcony i zdążył odprawić tylko jedną Mszę św. I to się niemal spełniło, bo w piątym roku kapłaństwa miałem straszny wypadek. Cudem ocalałem, a do tych pięciu lat, które się wtedy skończyły, Pan Bóg dodał jeszcze 55 kolejnych, jak na razie. I za to przyszedłem podziękować - wspominał ks. Rudolf Beer, pochodzący z Krapkowic. Przez 32 lata służył w diecezji opolskiej, kolejnych 15 w diecezji gliwickiej, gdzie i teraz jest na zasłużonej emeryturze.
Ks. Bronisław Dołhań przekazał też pozdrowienia od nieobecnego ks. Ludwika Ślęzaka, tłumacząc. - On jest 4 lata starszy od nas, z 1933 r. ale był z nami święcony. Trochę mu szwankuje słuch i nogi, ale nadal jest samodzielny, ma piękny ogród, kosi trawę, gotuje sobie, sprząta, bo jak mówi nigdy nie miał gospodyni, to nie nawykł do tego. Trudno mu było przyjechać, ale myślami nam towarzyszy.
A po dziękczynnej Eucharystii był czas na wspominanie i braterskie spotkanie przy stole.