W zamęcie przedwyborczych dni usłyszałem zdanie, w którym mówiący przekonywał, że w istocie będziemy wybierać cywilizację. Nie zwróciłem uwagi, kto i w jakim kontekście to powiedział. Temat jednak wydał mi się wart namysłu.
Czym zatem jest cywilizacja? Otóż, jest ona poziomem rozwoju społeczeństwa w jakimś okresie historycznym. Stanowi o niej poziom kultury materialnej i umysłowej, stopień opanowania środowiska naturalnego, a także nagromadzenie instytucji społecznych. Wyraża się poziomem organizacji społeczeństw, z którymi jednostki się identyfikują. Siłą rzeczy jest zjawiskiem wielkoobszarowym - obejmuje tereny w promieniu tysięcy kilometrów. A ponadto z upływem czasu terytoria i populacje należące do jakiejś kultury rozrastają się. Za naszych dni są to już przestrzenie ponadkontynentalne.
Jak określić cywilizację, w której jesteśmy zanurzeni? Naukowo-techniczną? Przemysłowo-informatyczną? Komunikacyjną? Każde z tych określeń jest tyleż prawdziwe, co i niepełne. Czy można wskazać szczególne wydarzenia z historii cywilizacji, które były dla cywilizacji przełomowe? Można. Wszelako owe wydarzenia mają znaczenie bardziej symboliczne niż przyczynowe. Innymi słowy - te wydarzenia mogły zaistnieć, bo dużo wcześniej dojrzewał grunt pod wielkie przemiany. Tak działo się w dziedzinie zdobyczy technicznych, podobnie w innych dziedzinach - społecznej, naukowej, ustrojowej. Tę rolę pojedynczych wydarzeń, rolę bez wątpienia ważną, ale jednak nie decydującą, należy podkreślić, aby nie przeceniać różnych wydarzeń nam współczesnych.
Słowo "cywilizacja" bywa też używane w znaczeniu węższym, zacieśniającym społeczne odniesienia do jakichś mniejszych obszarów - czy to zjawisk, czy wartości, czy powszechnego stylu życia. W tym rozumieniu mówi się chociażby o "cywilizacji miłości", "cywilizacji życia" (bądź śmierci), "cywilizacji medialnej" i nie tylko. Tak rozumianą cywilizację należy wiązać z zasadami określającymi całokształt życia społecznego i wartościami, do jakich społeczność się odwołuje. Nie bez znaczenia są tu elementy wiary religijnej - jako jej afirmacja, ale też jako jej odrzucenie. Na tle różnych i zmieniających się trendów w ramach cywilizacji tworzą się mniejsze obszary, zwane też kulturami.
Nasuwa się więc pytanie, czy pojedyncze wydarzenie, choćby wybory parlamentarne bądź prezydenckie, ma wpływ na cywilizację? Tę wielkoobszarową, którą ukształtowały pokolenia? Oczywiście, nie ma wpływu. To raczej ta globalna cywilizacja ma wpływ na poszczególne elementy dokonywanych wyborów. I nawet wielkie polityczne wstrząsy - wymuszone wybory, zamachy stanu zbrojne lub aksamitne, wyłaniający się dyktatorzy - wpływu na globalną cywilizację nie mają, raczej z niej wyrastają. Nie musimy się w tym względzie niczego obawiać. Nadchodzące dni ani biegu świata nie zmienią, ani nowej epoki cywilizacyjnej nie zapoczątkują.
Jednak na zacieśnione obszary cywilizacyjne, szczególnie na te objęte wartościowaniem etycznym i moralnym, polityka, politycy, wybory (zatem i wyborcy) wpływ mają. Mogą się ścierać ze sobą na różnych polach i obszarach - czego pełny obraz mieliśmy w minionych dniach i tygodniach. Wyborcze głosowanie jednak niczego nie zamyka. Raczej otworzy się nowy, pewnie nieco inny obszar budowania wartości w naszym świecie. Naturalnym stanem między cywilizacjami, także w tym zacieśniającym znaczeniu, jest walka, a co najmniej rywalizacja. Byle nie była to walka, która burzy, ani rywalizacja, która niszczy. Przecież tak rozumiane cywilizacje i kultury "mieszkają w jednym domu" - jak Paweł i Gaweł. I to takie ważne - aby te różnice nie dzieliły ludzi, aby nie powodowały dalszej atomizacji społeczeństwa. Daj, Boże!