W lesie k. Długomiłowic ekshumowano szczątki czerwonoarmisty, który zginął w 1945 r.
75 lat temu w tym miejscu od stycznia do marca trwały walki. Linia umocnień przebiegała m.in. tuż obok rzeczki płynącej przy obecnej granicy między gminą Cisek a Reńska Wieś.
Starcia między wycofującą się armią niemiecką (głównie 18. Dywizją Horst Wessel) i nacierającą radziecką były dość krwawe, wielu zginęło.
Poległych żołnierzy chowano prowizorycznie, nie sprzyjały niespokojne dni przesuwającego się frontu ani mroźna aura. W 2017 roku kilka kilometrów od tego miejsca odnaleziono masowy grób, w którym była niemal setka niemieckich żołnierzy. Większość ciał czerwonoarmistów w 1946-47 r. przeniesiono na cmentarz w Kędzierzynie-Koźlu. Nie wszystkich jednak.
Ekshumacje Dlugomilowice 21_07_2020- Ten żołnierz przeleżał 75 lat w miejscu i w pozycji, w której zginął. Poległ między styczniem a marcem 1945 roku. Dostał postrzał w plecy - dwie kule przeszły przez łopatkę, trzecia nieco niżej - opowiada Andrzej Latusek z Fundacji Silesia, który we wtorek, 21lipca prowadził ekshumacje.
Naboje wystrzelone zostały z rosyjskiej „pepeszy”. Możliwe więc, że podczas walk strzelec wychylił się zbytnio z okopu i został postrzelony przez swoich żołnierzy - przypuszczają członkowie ekipy. W wyniku tego osunął się i klęcząc, upadł na twarz. Tak można by wnioskować także po tym, gdzie ulokowane były radzieckie i niemieckie armie. Choć nie można oczywiście wykluczyć, że zakradł się i zastrzelił go wróg, korzystając jedynie z takiego typu broni... Możliwości jest wiele.
Czy rana okazała się od razu śmiertelna, czy też ranny zamarzł z zimna podczas mroźnej nocy? Dlaczego kompani nie wyciągnęli go, dlaczego nie zauważyli i nie pochowali później inni? Czy został przysypany przez śnieg lub ziemię? Co stało się w takim razie z jego bronią? Odpowiedzi na te pytania pewnie nigdy nie poznamy.
Ułożenie kości wskazuje, w jakiej pozycji zmarł żołnierz. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćWiadomo, że szczątki leżały ok. 40-50 centymetrów pod warstwą ziemi, w niewielkim lasku w pobliżu rzeczki i linii dawnych umocnień.
- Teraz także został odnaleziony tylko dzięki saperom, którzy przeczesywali ten teren w poszukiwaniu niewybuchów. Ich aparatura wykryła jego hełm, a oni, odkrywszy pod nim czaszkę powiadomili nas - mówi Andrzej Latusek.
W ekshumacji brała udział również dr Magdalena Przysiężna-Pizarska z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego, archeolog i biolog sądowy, analizująca stan i zachowanie kości, był także Włodzimierz Kominek, przedstawiciel Polskiego Czerwonego Krzyża, który sporządzał protokół dotyczący odnalezionego żołnierza.
Na kości łopatkowej widać ślad po kuli. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćNa podstawie kości i stanu uzębienia oszacowano, że miał 169 cm wzrostu, był szczupły, mógł mieć ok. 40 lat, chorować na gruźlicę. Przy szczątkach znaleziono skórzane, podreperowane buty z podkówką i resztkami skarpet, scyzoryk, resztki lusterka, sprzączkę z paska oraz ołówek z piszącym jeszcze rysikiem i guzik. Nie było broni ani nieśmiertelnika.
- Niestety żołnierze radzieccy w przeciwieństwie do niemieckich nie nosili nieśmiertelników. Mogli wprawdzie mieć bakelitowe tubki ze zwitkiem papieru, na którym zapisywano imię, nazwisko, adres, jednak był przesąd, że kto ją nosi, ten zginie, więc żołnierze rzadko je mieli. Stąd ich identyfikacja jest trudna - tłumaczy Latusek.
Szczątki żołnierza spoczną wkrótce na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich w Kędzierzynie-Koźlu, którym także opiekuje się Fundacja Silesia.