Wędrować można na różne sposoby. Wszystkie jednak rodzaje wymagają najpierw przygotowania, by dostrzec piękno, wymowę, wagę zwiedzanych miejsc.
Przyjdziesz samotnie, siądziesz na skale, w ciszy,
Wzrok twój wiele zobaczy, dusza usłyszy...
Z góry tej słychać, widać daleko...
Przytoczyłem fragment mojego własnego wiersza, poskładanego w myślach na pewnej górze. Zapisałem po powrocie do domu. Nie zdradzę, jaka to góra. Bo mi się jeszcze tam ludzi nalezie i ani wzrok nie zobaczy, ni dusza usłyszy. A owa wyprawa z 15 maja roku 1988 przypomniała mi się onegdaj, gdy zobaczyłem zdjęcie tłumów upchanych wokół cudownej samotni Morskiego Oka. Samotnię dawno już licho wzięło. Ośmiokilometrowa kolejka od Palenicy Białczańskiej stała się obrazem czyśćca. Odstać swoje, zarazić się koronawirusem i umrzeć w poczuciu spełnienia obywatelskiego obowiązku zobaczenia pleców tego faceta przede mną.
Przepraszam za uszczypliwość. To nie pod adresem kogokolwiek osobiście, to konstatacja zbiorowego amoku, który w różnych odmianach ogarnia Polskę zwłaszcza latem. A gdy chodzi o Morskie Oko, to receptę mam taką: wstać o 3.00 nad ranem, samochód zostawić na Toporowej Cyrhli, a potem przez Psią Trawkę, Waksmundzką Polanę do Wodogrzmotów, w prawo doliną Roztoki i z Pięciu Stawów przez Świstówkę do Morskiego Oka. Cudowna droga! Cisza, spokój, ziołorośla, nad potokiem ogromna kupa niedźwiedzia (ON tu jest!) - same atrakcje. No a za Psią Trawką słońce wyłażące zza masywu Kop Sołtysich. W dolinie Roztoki jest ono już na tyle wysoko, że oświetlając ścianę świerczków, wywołuje w kropelkach rosy zjawisko zaskakującej tęczy. Byle nie gonić, jak ci tutaj, oni nic nie zobaczyli... Ale i tak szacun, że poszli w stronę Pięciu Stawów.
Co? Mało chętnych? Niech inni żałują. Że za trudne dla dzieci? To na początek dolina Za Bramką. Tam i babcię można zabrać.
Dzieci i młodzież chyba się geografii nie uczą. Ich rodzice też już się nie uczyli. Ja miałem szczęście, że się uczyłem. Potrafię, patrząc na mapę (normalną, bez obrazków, a z warstwicami), "widzieć" teren. Tu górka, tam dolina, ówdzie spora płasienka urywająca się stromizną... No i wiele innych rzeczy wyczytać można. I odkryć, że w Polsce są nie tylko Zakopane i Karpacz. Dobrze, jeśli młodzi ludzie potrafią te nazwy skojarzyć z Tatrami bądź Karkonoszami. A i to tylko dwa, w sumie niewielkie - choć przepyszne - gniazda górskie. Czy najpiękniejsze? Nie wiem. Bo znam urok tylu innych górskich zakątków... Dla przykładu: Puszcza Śnieżnej Białki, przełęcz Puchaczówka i okolice, przepiękny odcinek grzbietu między Wielką Raczą a Rycerzową, całe otoczenie Ochotnicy jednej i drugiej, ustronne zakamarki między Krościenkiem a Jazowskiem (nie chodź na Obidzę, bo cię nie uwidzę...) - górami oczywiście. A z Biskupiej Kopy za moimi oknami w mroźny poranek przy inwersji czasem Tatry widać. Wymieniam niektóre tak, jak mi się przypominają. I takie mniej uczęszczane - tam jeszcze można siąść samotnie w ciszy, wzrok twój wiele zobaczy, dusza usłyszy...
A przecież góry to tylko jeden wycinek krajobrazu i życia Polski. Pokochałem je pewnie dlatego, że po Lwowie pierwszy krajobraz, jaki został w oczach niemowlaka, to były Bieszczady. Może i dlatego, że w Zakopanem osiadły moje dwie Ciocie (i zostały tam na cmentarzu), jeździło się do nich, a czar gór swoje robił. Od lat dwie moje koleżanki Agata i Wiesia regularnie propagują na Facebooku (i słusznie) czar Podlasia. A takich wręcz magicznych krain jest wiele. Także na styku Śląska i Zagłębia sporo enklaw ciszy i piękna - co z kolei Witek skrzętnie dokumentuje.
Ale dlaczego, nie dość że emeryt, to jeszcze ksiądz, w komentarzu wziąłem się za turystykę? Bo pojmuję turystykę jako sztukę i potrzebę wędrowania do własnego wnętrza. Wędrować można na różne sposoby - kajakiem, piechotą, rowerem; owszem - dalekie podróże samolotem i autokarem też swoje miejsce w tym wędrowaniu ku własnemu wnętrzu mają. Wszystkie jednak rodzaje wymagają najpierw przygotowania, by dostrzec piękno, wymowę, wagę zwiedzanych miejsc. Jeśli to zabytki historii, trzeba je przed wyjazdem przynajmniej z grubsza poznać. Jeśli to cuda przyrody, warto coś o nich wiedzieć, bo tylko wtedy można ich majestat i piękno odnieść tak do ogromu wszechświata, jak i do swojej małości.
Pośpiech, tłum gapiów wokoło, gwar nie sprzyjają nawet zwykłej obserwacji. A bez obserwacji niemożliwa jest kontemplacja. Wydaje się, że nawet odpoczynek - taki integralny odpoczynek ciała i ducha - jest niemożliwy.
Przyjdziesz samotnie, siądziesz na skale, w ciszy,
wzrok twój wiele zobaczy, dusza usłyszy...
Do tych impresji potrzebny jest program - turystyczny, wychowawczy, oświatowy, skautingowy, duszpasterski... Wysiłki pozytywnie zakręconych animatorów turystyki nie wystarczą. Na dodatek ich wysiłki zostaną przewałkowane przez bezwzględną komercję. A bez turystyki - tej głęboko w serca sięgającej - społeczeństwa nie odbudujemy. Zaś duszpasterzom turystyka pielgrzymkowa nie powinna starczać. Tę zwyczajną, krajoznawczą też powinni wpisać w swoje programy. Choć to z wielu względów coraz trudniejsze.