Mówią, że z tej pielgrzymki zapamiętają konie. Dlaczego?
We wtorek jako pierwsza na Górę św. Anny dotarła franciszkańska jedynka czerwona, prowadzona przez o. Kazimierza Bojnickiego OFM z parafii św. Elżbiety Węgierskiej w Nysie. Pielgrzymi, którzy na szlak wyszli w Gogolinie, do annogórskiego sanktuarium dotarli po niespełna 4 godzinach. Przeszli 18 kilometrów.
Ostatnie metry pokonali z uśmiechami na twarzach, śpiewając: „Niesiemy wam wieść radosną, franciszkańską nucąc pieśń. I powtarzając od wieków hasło: »Pokój i dobro, pokój wam«.
Tym samym strumień nyski po trzech dniach drogi zakończył wędrówkę na szlaku 44. Pieszej Pielgrzymki Opolskiej na Jasną Górę. Z tego miejsca dalszą drogę podejmą już tylko reprezentacje grup strumienia opolskiego.
- Chcieliśmy krótki czas na szlaku wykorzystać jak najlepiej. Staraliśmy się, żeby tej drogi nie przegadać, ale żeby było w niej jak najwięcej modlitwy. Był Różaniec, były Godzinki o NMP. Złożyłem też świadectwo o rowerowej pielgrzymce śladami św. Faustyny. Odbyłem ją na początku sierpnia - opowiada o. Kazimierz Bojnicki.
- Najważniejsze podczas pielgrzymki jest to, żeby wiedzieć, po co się idzie. To nie jest przejście turystyczne czy spotkanie ze znajomymi, ale czas modlitwy i przedstawienia Panu Bogu ważnych dla siebie intencji - podkreśla o. Kazimierz.
- Jest żal w sercu, że ledwo nasze pielgrzymowanie się zaczęło, a już się kończy. Czujemy niedosyt, bo pielgrzymujemy co roku, a spotkanie z Matką Bożą Częstochowską ma dla nas ogromną wartość i nastraja nas na cały rok. Dziś jesteśmy u św. Anny, jest pięknie i radośnie, ale chciałoby się iść dalej - mówi Zosia Jędorowicz.
- Cieszmy się z tego, że w tym roku w ogóle mogliśmy pójść na pielgrzymkę. Wysiłek 30 osób, które dziś szły w grupie, ich żar i pragnienie w sercu, rodzi wdzięczność za cały dar pielgrzymowania - podkreśla Marcin Jędorowicz. - Pojawiła się pokusa, że można zapisać się do kilku grup i iść dłużej w pielgrzymce, ale w duchu odpowiedzialności i miłości nikt tego nie zrobił, żeby radości pielgrzymowania nie zabierać innym - mówi Marcin.
- Myślę, że odczuwana w tym roku tęsknota pomoże nam docenić to, że możemy pielgrzymować. W minionych latach mogliśmy wyruszyć w drogę, a nieraz - mając małe dzieci - rezygnowaliśmy - mówi Zosia.
Nie da się ukryć, że dzisiaj wśród pielgrzymów na Górze św. Anny radość przeplatała się z tęsknotą.
- W minionym roku umówiliśmy się w naszej grupie, że przez cały rok w każdą sobotę będziemy odmawiali jedną dziesiątkę Różańca prosząc o to, żeby w kolejnym roku na pielgrzymim szlaku było nas jak najwięcej. W tym roku mogło pójść tylko 30 osób, ale może owoce tej modlitwy, którą przez kolejny rok nadal chcemy podejmować, będziemy mogli przyjmować na kolejnej pielgrzymce - mówi o. Kazimierz.
I jeszcze o koniach… Dlaczego tegoroczną pielgrzymkę będą kojarzyć z końmi?
- Kiedy o. Kazimierz mówił świadectwo o swoim rowerowym pielgrzymowaniu, to jeden z biegających obok koni przeskoczył ogrodzenie i wyskoczył na drogę tuż przed grupę. Wszyscy w emocjach się zatrzymali, a serce zadrżało - opowiada Marcin. A Zosia dodaje: - Stało się to w momencie, kiedy o. Kazimierz mówił, że jechał na rowerze i nic się nie działo.
Jedynka czerwona po dotarciu na Górę św. Anny uczestniczyła w Mszy św. w bazylice. A po powrocie do Nysy będzie dalej pielgrzymować… duchowo. - W naszym kościele św. Elżbiety Węgierskiej codziennie o 17.00 odprawiamy godzinne nabożeństwo pielgrzymki duchowej. Jest adoracja Najświętszego Sakramentu i modlitwa za pielgrzymów - mówi o. Kazimierz.