Zwykle nie lubię dawać odpowiedzi na pytania: a Ty na lewo czy na prawo? Ani na lewo, ani na prawo. Wyżej, niżej, obok.
Z coraz większą trudnością odnajduję się w dyskusjach, polemikach, debatach, które rozpalają się w kraju oraz w Kościele w Polsce, budując rosnące coraz wyżej i gęściej rozstawione mury i murki.
Miałem szczęście – tak, nazwę to szczęściem – spędzić tydzień w Gorcach. To góry moich pierwszych oaz i właściwie pierwsze góry mojej młodości. Tam przecież swoje główne bazy od końca lat 70. miały grupy z diecezji opolskiej. Góry, w których dokonały się moje zasadnicze decyzje życiowe. Tak, wybór Jezusa jako Pana, Zbawiciela. Pamiętam młodzieńczy entuzjazm i żar jaki nas – tak wtedy licznych – wypełniał. Nie zamierzam rzecz jasna robić komukolwiek – ani nawet sobie – gorzkich podsumowań w stylu: i co z tego w nas zostało? Zmieniła się epoka, a właściwie dwie. Jesteśmy inni. Inne dzisiaj pytania stawiamy sobie, a chyba i Bogu.
Pojechałem tym razem postawić Bogu jedno – nawet nie pytanie i nie prośbę – ale usilne pragnienie w formie, nie ma co ukrywać, domagania się: powiedz coś, nie milcz, wytłumacz (się)! Owszem, pragnienie zuchwałe, nie będę udawał, że nie. Ale swoje lata mam, nie stać mnie już czasami na pobożną dyplomację.
W poniedziałek schodziłem spod Kudłonia w stronę przełęczy Borek. Z rozpaczliwym żądaniem w stronę Najwyższego wciąż, co tu dużo gadać, niezaspokojonym. I nagle, choć przecież wcale nie nagle (słońce zaczęło zachodzić), w zakamarkach gorczańskiego lasu rozpoczął się spektakl światła. Mchy, butwiejące pnie, porosty, piękne kępki traw, krzaczki borówek, wielkie gałęzie starych świerków, kamienie na zastawkach strumieni – wszystko zaczęło tworzyć niepowtarzalne, choć przecież powtarzalne regularnie, widowisko. Byłem na tej ścieżce sam przez prawie godzinę – więc dla mnie to było. Choć wiem, że nie dla mnie przecież. Nieśmiało powtórzyłem moją prośbę. I w odpowiedzi nie otrzymałem nic ponad nowe pojawiające się obiekty oświetlone przedwieczornym słońcem. I tak już zostało. Zero odpowiedzi. A jednak jakaś odpowiedź była.
Kiedyś ks. Hryniewiczowi zadano pytanie „Czy słuszność wybranej drogi może nam potwierdzać głos własnego sumienia?”. Odpowiedział: „Tak, głos sumienia, ale często jeszcze bardziej czucie tajemnicy. Sprzymierzeńcem szukania wiary jest właśnie głębokie poczucie tajemniczości świata”. Mistrz.
Św. Grzegorz z Nazjanzu w niezwykle pięknej modlitwie, którą bracia z Taizé zamienili na śpiewany kanon pisał tak:
"Ty, który jesteś ponad wszystko, jakim innym imieniem nazwać Ciebie? Żadne słowo nie wyrazi Ciebie... Pragnienie, westchnienia wszystkich zwracają się do Ciebie. Jaki duch Cię ogarnie? Tyś jest jednością, wszystkim i niczym, nie będąc jednością ni wszystkim. Jak Cię, wieloimienny, zwać będę? Tyś jeden nieograniczony. Jakiż to umysł przeniknie…".
Tak otrzymałem odpowiedź, nie otrzymując jej. Zresztą, sam zwykle też nie lubię dawać odpowiedzi na pytania: a ty na lewo czy na prawo? Ani na lewo, ani na prawo. Wyżej, niżej, obok. Gdzie szukać tej odpowiedzi? W sobie. Poza sobą. Ponad sobą. Obok siebie. Wszędzie i nigdzie. Ciężko wytłumaczyć. Idźcie w Gorce.
Na gorczańskiej ścieżce. Andrzej Kerner /Foto Gość