Wanda Dück miała 24 lata i kończyła studia w katedrze Monumentalnego Malarstwa Ściennego w Akademii Sztuk Pięknych w Leningradzie. O Panu Bogu nie wolno było tam nawet wspomnieć, a ona chciała zaprojektować nowoczesny kościół w Lublinie.
To ona także zrobiła projekt mozaiki św. Franciszka na fasadę kościoła na Poczekajce.
- Radziłam się brata Kaliksta odnośnie mozaiki. Rozważaliśmy, co podobałoby się św. Franciszkowi. Ja byłam za ubogą wersją ziemistą z naturalnego kamienia. Takie mozaiki powstawały w początkach chrześcijaństwa z materiałów, które były na budowie. Resztki po posadzce, ścinki granitów, marmurów, ktoś z zaprzyjaźnionych kamieniarzy przywiózł resztki bazaltu. Z Rosji przywiozłam żeliwne kowadło i młotki do kucia kamienia. Brat Kalikst je oprawił i pod kowadłem zrobił ciężki kloc, żeby się nie przewracało. Kamień kułam przez wiosnę i lato 1985 roku. Wcześniej brat Kalikst zrobił mi podłogę z płyt 1 m x 1 m w okrągłej kaplicy bocznej. W ten sposób mogłam namalować karton ze św. Franciszkiem w skali 1:1. Na tym kartonie i płytach mogłam układać moduł kamienny. Potem zbudował specjalne rusztowanie, byśmy mogli przenieść mozaikę na fronton kościoła - wspomina artystka.
Całe lato układała tę mozaikę. W końcowej fazie przeziębiła się. Ostatnie metry kładła z wysoką gorączką. Widział to brat Kalikst i przynosił na rusztowanie ciepły sweter, gorącą herbatę z cytryną, leki i gorącą zupę w słoiku. Na 4 października, czyli odpust ku czci św. Franciszka, musiało być wszystko gotowe.
- Z czasem brat Kalikst zaprzyjaźnił się z moimi rodzicami i rodziną mojego brata z czwórką małych dzieci i żoną chorą na stwardnienie rozsiane. Wspierał życzliwością i dobrym słowem, bawił się z dziećmi, kieszenie jego habitu były wyładowane cukierkami - opowiada pani Wanda.
W 1990 roku prosiła brata Kaliksta o radę. Nie miała zleceń na malarstwo ścienne i w ogóle żadnej pracy. Zapytała, co ma robić. - Musiałam podjąć decyzję odnośnie mojej przyszłości. Miałam 33 lata, moje życie osobiste się nie układało, zawodowe również. Nie mogłam dalej mieszkać u rodziców. Pojawiła się możliwość wyjazdu do Francji, do zaprzyjaźnionej, młodej rodziny, mieszkającej w Paryżu. Z ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej mojej prababci, błogosławieństwem brata Kaliksta, wyjechałam do Francji. Miałam być 2 tygodnie, zostałam cały rok. To był ciężki i pracowity rok. Ikony malowałam na deskach znalezionych na ulicach Paryża. Jak miałam pieniądze, dzwoniłam do rodziców i brata Kaliksta, dać znak życia i usłyszeć życzliwy głos. Potem pojechałam do Niemiec. Początek był równie ciężki. Tam poznałam, co to jest głód. Nie mogłam zadzwonić do Polski. Tak było w roku 1991 i 1992. Dopiero w 1993 roku przyjechałam do Lublina - opowiada o trudnych chwilach pani Wanda. W 1994 roku udało się jej zrobić wystawę indywidualną w muzeum ikony we Frankfurcie nad Menem. Za tę wystawę dostała nagrodę Prezydenta Niemiec Romana Herzoga w wysokości 5000 DM. Zaczęła sprzedawać ikony i od tego czasu może utrzymać się ze sztuki sakralnej.
- Z tymi sukcesami przyjechałam do brata Kaliksta, pochwalić się oczywiście i podziękować za modlitewne wsparcie i za dobre słowa. Powtarzał mi zawsze żebym ufała Matce Bożej i dała się jej prowadzić. Jestem przekonana, że był to niezwykły człowiek, który nie tylko mnie doprowadził do wiary - daje świadectwo Wanda Dück.
Przekonani o codziennej świętości swego współbrata kapucyni, zwrócili się z prośbą do abp. Stanisława Budzika o zapoznanie się z życiorysem brata Kaliksta i rozważenie rozpoczęcia procesu beatyfikacji zakonnika.