Nie mam już bezpośredniego kontaktu ze szkołą, ale to, co pamiętam sprzed lat, już wtedy nie było budowane na solidnych fundamentach pedagogiki i dydaktyki.
Początek roku szkolnego, a przynajmniej jego tradycyjna data. Szkoły funkcjonują czy niekoniecznie? A może nieco inaczej – młodsze klasy tak, starsze nie. A może na odwrót? A może w zależności od powiatu lub gminy – inaczej w zielonych, inaczej w żółtych, a jeszcze inaczej w czerwonych? Te stawiane od jakiegoś czasu pytania są bardzo zasadne. Wszyscy są zgodni (tak myślę) co do tego, że z tym „zdalnym nauczaniem” nie wyszło. Choć tak naprawdę innego wyjścia chyba nie było.
Dlaczego nie wyszło? Fundamentalną odpowiedź zawiera już samo określenie „zdalne nauczanie”. Niektórzy mówili „nauka online”. Jeszcze gorzej, bo nie po polsku, a istotny błąd i tak się w tym określeniu kryje. Jaki błąd? Ogromne uproszczenie. Bo rolą szkoły (i tej powszechnej, i artystycznej, i sportowej, i średniej, i zawodowej, i uniwersytetu, i akademii...) jest nie tylko nauka bądź nauczanie. Cały proces dokonujący się w szkołach od podstawowej po uniwersytet powinien mieć strukturę trójwymiarową. 1) Powinien przekazywać wiedzę. 2) Powinien kształtować osobowość ucznia-wychowanka. 3) Powinien formować go na aktywnego w dobrym członka społeczeństwa. Nic nowego. Założenia sformułowane tak i podobnie znajdziemy w pedagogicznych pismach klasyków. Tylko kto do nich dziś jeszcze zagląda...
Tak na marginesie. Konspekty moich katechez, także kazania zawsze konstruowałem według wspomnianej triady: przekazać treść poznawczą, wpłynąć na słuchacza, zachęcić go do realizacji konkretnych zadań. Oczywiście, można tę triadę formułować różnie, można i trzeba modyfikować zależnie od tematu, w niejednakowej proporcji trzeba określić potrzebny czas. Warto zauważyć, że spopularyzowana w Polsce przez ks. Blachnickiego trójstopniowa metoda „ewangelicznej rewizji życia” opiera się na analogicznych, choć ujmowanych nieco inaczej, założeniach (widzieć, osądzić, działać). Fundamentalna zasada jest tożsama.
I wracamy do szkoły. Nie mam już bezpośredniego kontaktu ze szkołą, ale to, co pamiętam sprzed lat, już wtedy nie było budowane na solidnych fundamentach pedagogiki i dydaktyki. Sposoby oceniania ucznia (a tym samym pracy nauczyciela) skoncentrowane są od dawna na wiedzy. Nawet to, co bywa nazywane umiejętnościami, można sprowadzić do jakiegoś wymiaru wiedzy. Ocenianie prac uczniów to w znaczącej mierze przykładanie klucza do wypełnionego testu. Pewnie upraszczam, ale te nie całkiem pedagogiczne metody tak dydaktyki, jak i oceniania ucznia oraz nauczyciela, powodują wręcz katastrofalne spłaszczenie tego, co dzieje się w szkołach – oczywiście, także w ramach przedmiotu „religia”.
A mielibyśmy do czego wrócić. Nie w sensie kopiowania systemu z lat przedwojennych. Zbyt wiele zmieniło się w świecie i w ludziach. Ale przecież mamy – jako Polska, jako jej także pedagogiczne środowisko – skąd czerpać natchnienia, uczyć się nie tylko uczenia, lecz formowania człowieka. I nie tylko na tzw. godzinie wychowawczej, ale i na WF-ie, i na matematyce (celowo mieszam do tekstu dawne nazewnictwo). Mieliśmy w Polsce cenioną filozoficzną szkołę lwowsko-warszawską. Była fundamentem pedagogiki. Nasi napastnicy z roku 1939 i późniejszych dobrze wiedzieli, w co i w kogo uderzyć – w szkoły od wiejskiej podstawówki po uniwersytet. W nauczycieli z wiosek po akademickich profesorów – historię znamy. A po wojnie... Mój Boże, wyrastałem w nauczycielskiej rodzinie (Tato z dyplomem ze Lwowa, Mama z Przemyśla, lata 20. zeszłego stulecia). Widziałem oczyma dziecka, jak szkoła jako system jest niszczona na różne sposoby.
I stąd, na pandemicznym podłożu, zrodziły się we mnie te pedagogiczne refleksje. Podsumowując krótko: zdalna nauka może funkcjonować w istocie tylko w pierwszym wymiarze, czyli jest w stanie przekazać treść poznawczą, w wymiarze drugim tylko w małym stopniu może wpłynąć na słuchacza, w wymiarze trzecim nie jest w stanie skutecznie zachęcić go do realizacji konkretnych zadań – zwłaszcza w odleglejszej perspektywie. Znowu uproszczenie? Wiem, to coś tak, jakby w krótkim tekście przekazać głębię myśli choćby prof. Kazimierza Twardowskiego. Niech się pochwalę – na studiach epistemologię wykładał nam jego uczeń. Ślązak po studiach we Lwowie...