Nie oceniam poszczególnych nauczycieli i pedagogów, ani jako dawny kolega z pracy, ani jako felietonista. Martwi mnie jednak wiele spraw, które działy się i pewnie wciąż się dzieją na tej niwie.
Komisję nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mającą 14 października 1773 r. powołał Sejm na wniosek króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. No i mamy za kilka dni szkolno-oświatowe święto. W uproszczeniu Dzień Nauczyciela, a oficjalnie Dzień Edukacji Narodowej. A edukacja to oddziaływania, których celem jest zmienianie ludzi, przede wszystkim dzieci i młodzieży. Zmienianie? Wedle jakiego klucza? Wedle jakich zasad? Jakimi metodami? Zmierzanie ku jakim celom?
Pytań tego typu jest więcej. Ich liczba, a także wielość problemów za nimi się kryjących jest niepokojąca. Może przecież stać się pułapką niezrozumienia i nadużywania pojęcia edukacji, a co za tym idzie - manipulowaniem systemem szkolnym od przedszkola po uniwersytet. Mieliśmy tego dramatyczny przykład w minionym stuleciu - był system faszystowski, był system bolszewicki. Jeden i drugi dokonał spustoszeń na całe pokolenia w krajach, dokąd każdy z nich dotarł. Jeden i drugi był narzucany przez okupantów także na polskich (i nie tylko) ziemiach. Czy nie jesteśmy świadkami powstawania i rozwoju innego systemu, który usiłuje przejąć kontrolę nad szeroko pojmowaną edukacją w świecie? Systemu w uproszczeniu nazywanemu "gender"?
Edukacji grożą inne niebezpieczeństwa. Rozmawiam z ministrantem w zakrystii. Nie pamiętam samego tematu, zahaczał o historię. Mówię: "Przecież znasz historię i wiesz...". Przerwał mi: "Ja nie mam historii, jestem w technikum". O drobiazg chodziło, o drobiazg, który w moim rozumieniu każdy człowiek w tym kraju znać powinien. Sądzę, że mój młody rozmówca wiedział coś o tym, ale system szkolny (edukacyjny?) z posiadania tej wiedzy go zwalnia. Tragedia. On jest w technikum, będzie umiał obsłużyć coś tam, ale gdzie żyje, skąd wyszedł i dokąd zmierza wiedzieć nie musi. Mija każdego dnia utrwaloną historię swoich okolic, kraju, nawet Europy. Nie dostrzega. Kim on będzie?
Przybiegły dwie dziewczynki, przerwa była. "Proszę księdza, czy pająk to owad?". Domyśliłem się, skąd pytanie. "Pająk? Nie. Owady to on jada, ale sam owadem nie jest". Szeroko otwarte oczy, spojrzały porozumiewawczo na siebie. "Idźcie sprawdzić w encyklopedii i policzcie na obrazku, ile ma nóg, a ile ma mucha". Na następnej przerwie pani od biologii pojednawczo mówi do mnie: "Proszę księdza, owad, nie owad, ale chodzi, żyje...". Hm, drobiazg. Pająk to drobiazg, ale niekompetencja nauczyciela to już nie drobiazg.
Nie oceniam poszczególnych nauczycieli i pedagogów, ani jako dawny kolega z pracy, ani jako felietonista. Martwi mnie jednak wiele spraw, które działy się i pewnie wciąż się dzieją na tej niwie. A przecież "taka będzie Rzeczpospolita, jakie jej młodzieży chowanie". Te słowa zapisał Jan Zamoyski w akcie fundacyjnym Akademii Zamojskiej, w 1600 roku. Koniec spotkał ją z rąk austriackich zaborców w 1784 roku. Zaborcy - i ówcześni, i współcześni - dobrze znali prawdę owej reguły. Bacznie trzeba patrzyć, kto jest skory niweczyć wysiłki edukacji szkolnej, średnio-szkolnej i uniwersyteckiej... Nie tylko na szczeblu najwyższym, ale i w tak zwanym "terenie". Demokratycznych mechanizmów kontroli mamy sporo - od samorządów i dyrektorów szkół po rodziców.
To wszystko mógł napisać nawet niewierzący felietonista. A co doda chrześcijanin i ksiądz? Przede wszystkim doda pytanie o wartości, na jakich powinien się opierać system formowania młodego człowieka. Co zakłada, że od przedszkola po uniwersytet mamy do czynienia nie tylko z przekazywaniem wiedzy i umiejętności, ale z procesem wychowawczo-formacyjnym.
Po drugie - chrześcijański rodzic (a takich mimo wszystkich zachwiań ostatniego czasu jest większość) - otóż, chrześcijański rodzic powinien deklarować swoje wartości i domagać się ich szanowania. Ma do tego konstytucyjne prawo. Chodzi nie tylko o przedmiot zwany "religia", ale o wszystkie inne przedmiotowe programy. Tego żaden rodzic w pojedynkę ogarnąć nie jest w stanie. Potrzebne są rodzicielskie organizacje, by w tym pomagały. Nie tylko w sensie kontroli, ale mające do dyspozycji skuteczne narzędzia wpływu tak na programy, jak i na ich realizację w poszczególnych szkołach.
A po trzecie - jako chrześcijanin i ksiądz, także jako parafialny i szkolny emeryt, powinienem przynajmniej zerknąć w kierunku przedmiotu "religia". To rozległy temat. I trudny. Dlatego warto kiedyś do niego wrócić. Dziś powiem tyle: jest to obszar wymagający pieczołowitej troski i zagospodarowania na nowo, jako że wiele spraw zostało w nim zaprzepaszczonych. I taka rada starego katechety (szkolnego też) do młodszych: idźcie na szkolne uroczystości z Dniem Edukacji związane. I na inne szkolne imprezy. To wszystkim dobrze robi.