Uwolnienie tematu w środku (a może wciąż jeszcze na początku) pandemii spowodowało histeryczną reakcję ludzi o już napiętych nerwach.
Nie przerażały mnie nigdy owe „święta” wydrążonej dyni. Od dzieciństwa, a było tuż po wojnie, rzecz działa się na kozielskim Śląsku.
Otóż działy się owe dyniowe „strachy”. Cudzysłów, bo nikt się ich nie bał. Też chciałem mieć swoją dynię z oczami i całą gębą, no i ze świeczką w środku. Ale w naszym ogródku dyń nie było. Przywieziono nas na Śląsk po wojnie z daleka, inny obyczaj, inne ogródki, inne zabawy. Ale chciałem mieć swoją „banię” – bo tak w wioskowej gwarze się to zwało. Starsi chłopcy przygotowywali straszydła, dziewczęta piszczały, młodsi się przyglądali.
Po latach, już byłem księdzem, zaczęła się walka z jakimś „halloweenem”. Zwyczaj pogański, amerykański, z pogranicza okultyzmu i co tam jeszcze. Może i tak. Ale ja pamiętam ów klimat dyniowej zabawy i nie całkiem jestem przekonany, by kopie na wydrążonych dyniach kruszyć. Aż się stało... Tak, na dniach się stało i mamy od tygodnia z górą niespodziewany polski halloween. Bez dyń, ale z amerykańsko-francuską oprawą. Z ulicznymi zadymami, napisami, farbą na pomnikach i kościołach, z wrzaskiem i niewielkim zasobem słów – głównie spoza zwyczajnego nurtu słownikowego. Pojemne są owe okrzyki, bo w jednym zawołaniu (nie wiem, czy zawsze można je nazwać słowem) kryje się wiele, często różnych a nawet sprzecznych treści. Nawet literaccy nobliści przy tym wysiadają. Podejrzewać można, że niektóre elementy owego halloweenu były przygotowane już wcześniej bez określenia terminu startu.
Z tej amerykańsko-francuskiej oprawy mizernie wyglądają działania policji i służb pokrewnych. Z czego to wynika? Nie całkiem wiadomo. Jeśli ma na celu nie dopuścić do eskalacji zajść – to dobrze. Ale jeśli by doprowadziło do rozzuchwalenia tłumu – to niedobrze. Trzeba z ulgą przyznać, że pewne, zwłaszcza francuskie granice rebelii nie zostały osiągnięte. To napawa nadzieją. Ale jednak tłum poszedł na wojnę – co zostało przecież głośno i wyraźnie okrzyknięte. I tłum, nie wszystek, to prawda, zaczął atakować to, co w dotychczasowej historii czynili w Polsce tylko okupanci – sowieci i niemieccy faszyści (rodzime ZOMO do kościoła nie wchodziło). Jeśli choć część narodu nie potrafi uszanować pomników jako świętości narodowych, kościołów jako świętości religijnych, taki naród nieuchronnie wpada w spiralę samozniszczenia. Tak było z rewolucją francuską w XVIII wieku, tak było z rewolucją bolszewicką w XX wieku. No i tragicznie skończyło się dla Europy, gdy faszystowska rewolta w Niemczech wywróciła świat do góry nogami.
Patrząc na nasz halloween nasuwa się pytanie, czy nie brakło politycznej roztropności Trybunałowi Konstytucyjnemu. Sprawa jest przecież aktualna od lat. Uwolnienie tematu w środku (a może wciąż jeszcze na początku) pandemii spowodowało histeryczną reakcję ludzi o już napiętych nerwach. Podgrzewanych od dawna przez tych, którym zależy jedynie na destabilizacji Polski (i Europy). Oni tylko czyhają na pretekst. Brakło też nie tylko jasnego, ale po prostu zrozumiałego wyjaśnienia, o co w wyroku chodzi. Wyjaśnienia uprzedzającego i przygotowującego. Roztropność przegrała z przebiegłością. I mamy nasz halloween.
Przed kilku dniami, a tydzień po wyroku TK minister Paweł Wdówik, pełnomocnik rządu ds. osób z niepełnosprawnością powiedział w wywiadzie dla PAP wiele mądrych słów na temat problemu. Ale to jest już po wypuszczeniu demona z klatki. I korespondentowi Agencji to powiedział. Zanim to dotrze dalej... Przynajmniej do posłów. A do rozwrzeszczanego tłumu na ulicach w ogóle nie dotrze. Politycznej roztropności brakło raz kolejny.
A może... Teorii spiskowych nie lubię. Wszelako nasuwa się taka myśl: może za wszystkim kryją się inne siły? Polityczne, ale nie z kręgu wewnętrznej, polskiej polityki. Siły starające się rozbić jako tako funkcjonujący ład w Europie i w świecie. A nasze, polskie, wewnętrzne różnice są tylko paliwem na ich ogień? Podpalić świat, a na zgliszczach zbudować zupełnie inny? Nie pamiętacie słów tej pieśni: „Nie nam wyglądać zmiłowania/ Z wyroków bożych, z pańskich praw./ Z własnego prawa bierz nadania/ I z własnej woli sam się zbaw!” Tak, to jedna ze strof marszu zwanego „Międzynarodówką”. Tekst jest z roku 1871. Dawna przeszłość? Nie tak znów dawna, niestety.