A jeśli bym miał dawać jakieś rady – wspólnie politykom różnych szczebli oraz duchownym (też różnych szczebli) – to powiem: bądźcie bliżej ludzi.
Byłem na zakupach, jasne, w godzinach dla seniorów. Czekam na wolną przestrzeń sanitarną w sklepie. „O, nasz proboszcz!” usłyszałem. „Emeryt!” – poprawiłem. „Ja też seniorka. Tego nowego to mamy super, ale i tak biedne my sieroty”. Nie rozumiem... Zaczęła tłumaczyć...
„Bo to tylu księży teraz obsmarowują. Nawet biskupów i kardynałów. A nasz papież to podobno ich chronił. Co my tam parafianie z końca świata wiemy. Jakieś tam komisje, jakieś raporty. A gdzie byli ci raporterzy czy reporterzy jak to się ponoć działo? Który z nich dzisiaj wie, jak było i który chce prawdę znaleźć, a który tylko nam dowalić, bo do kościoła chodzimy? A teraz to tylu ludzi podejrzliwie na swoich proboszczów patrzy. Kiedyś to jak za młodym księdzem dziewczyny latały. Teraz to nie wiadomo co gorsze – z dziewczynami czy z chłopami. – I co? Nie sieroty jesteśmy? I tak jakoś nie u siebie w kościele się czujemy. Choć nasz nowy proboszcz to taki prawdziwy. Daj mu, Panie Boże”.
Wysłuchałem, przytakiwałem – bo trudno było przeczyć, a jakbym usiłował mówić, że nieprawda... Sam wiem, że przynajmniej po części prawda. I że nie sposób odróżnić plew od ziarna. Moja rozmówczyni zaczęła z kolejnej beczki – polityka. Ale szczęśliwie zwolniło się miejsce w sklepie, przepuściłem ją pierwszą. Spotkaliśmy się przy stoisku z papryką. „Wie ksiądz, w polityce jeszcze gorzej. Bo kiedyś wiedziało się, kto z ludźmi, kto tylko dla kariery i pieniędzy. A dziś to już nic nie wiadomo. Tutaj też sieroty jesteśmy.
Dała mi kobieta do myślenia. Sieroty jesteśmy – ani Ojczyzny, ani Kościoła. No nie, tak tego nie powiedziała. Ale taki właśnie żal z jej słów przebijał. Wieczorem, jak co dzień, siadłem przed komputerem, by poczytać, co w trawie piszczy. Trafiłem na słowa Olgi Tokarczuk, naszej noblistki, w programie «Wysokie Obcasy». Był to wywiad z okazji jej nowej książki, nie obyło się bez odniesień do aktualnej sytuacji w Polsce, w tym do tzw. Strajku kobiet. Padły słowa: „Dzięki ich protestom po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się dobrze we własnym kraju, bo ta nieznośna sytuacja, w której rząd i ludzie PiS-u mogą zrobić wszystko, nie bacząc na jakiekolwiek zasady i dobro całego społeczeństwa, była już nie do zniesienia”.
Sytuacja zamętu powoduje, że ktoś może „po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuć się dobrze we własnym kraju”? Ale widocznie może, skoro tak twierdzi. Nie chcę polemizować z oceną działań PiSu – nie czuję się komentatorem politycznym. Jednak poza wszystkimi sympatiami i ocenami w demokratycznym kraju to wybory są płaszczyzną i oceny, i decyzji na przyszłość. Zamieszki uliczne do niczego konstruktywnego nie prowadzą, a ewentualnej rewolucji zawsze towarzyszy ruina. I bardziej służy to obcym siłom, niż tym, którzy chcą poczuć się dobrze we własnym kraju. To wszystko Polska już przerabiała.
A jeśli bym miał dawać jakieś rady – wspólnie politykom różnych szczebli oraz duchownym (też różnych szczebli) – to powiem: bądźcie bliżej ludzi. Z psem na spacerze, z żoną na zakupach, z dziećmi... Oj, w czas pandemii, gdzie to można z dziećmi? No i z kim księża... :-). W przemówieniach nie zaprzeczajcie samym sobie sprzed dwóch dni. W kazaniach bądźcie najpierw ludźmi dopiero potem prorokami. Jedni i drudzy – nie żyjcie ponad stan. I niech we wszystkim będzie widać waszą troskę – u polityków o dobro materialne, u księży o dobro duchowe. I pamiętajcie, że materialne bez szczypty duchowego jest puste. A duchowe bez odniesienia do materialnego – niemożliwe. Żeby nikt nie powiedział, że nie ma Ojczyzny i nie ma Kościoła.