Nie przegap - kimkolwiek jesteś - Bożego Narodzenia. Bo to nie są jakieś tam święta, to jest Boże Narodzenie.
Przed laty już wielu stały się masowo dostępne przenośne nagłośnienia – akumulator od malucha, domowej roboty wzmacniacz i kaseciak. Od początku grudnia na każdym targu i na każdej ulicy „leciały” kolędy. Jasne, po to, by tworzyć „magię świąt”. Denerwowało mnie to, bo uważałem kolędy za część naszego, chrześcijańskiego, obyczajowego sacrum – obszaru świętości. Odtwarzane byle gdzie, na byle głośniczku, stawały się zaprzeczeniem owego sacrum. Może jeszcze nie profanacją, ale na pewno nieporozumieniem. Dlatego byłem przeciw, ale to było tylko wewnętrzne „przeciw”. Jak jest teraz? Nie wiem, zaopatruję się w sklepach, gdzie głośniki nie kolędują. Może sprawę załatwiły tantiemy dla właścicieli nagrań? Utrwaliło się jednak przeświadczenie, że kolędy są własnością publiczną.
A co, nie są? Bo to ostatnio kobiece działaczki opublikowały swoje teksty kolęd. To znaczy nie w całości swoje, ale użyły klasycznego tekstu, podmieniając pasujące im fragmenty na zdania, które można zakwalifikować jako co najmniej niestosowne aż po bluźniercze. Przytaczał nie będę, nie godzi się. Szczególnie jeden tekst, ubliżający Matce Boskiej, zabolał mnie bardzo. Bo stary ksiądz jestem, ale wrażliwości nie zatraciłem. Boli mnie, gdy słowo krzywdzi człowieka, któregokolwiek. Bardziej boli, gdy urąga się Tym, których siłą wiary od dziecka pokochałem. To że mnie boli... Ale wiem, że jest to zabawa niebezpieczna, bo niebo milczy tylko do czasu.
Otóż owe autorki poczuły się w obowiązku wytłumaczyć się. Cytuję: „Wierzymy jednak, że my też mamy prawo do tych melodii”. Nie! Nie macie prawa. Po pierwsze dlatego, że wspólne (społecznie) nie znaczy, że każdego prywatne. Po drugie dlatego, że są to melodie będące nośnikami modlitwy. A kultu religijnego w cywilizowanych krajach strzegą także kodeksy prawa.
Piszecie: „Spotkałyśmy się, żeby wyśpiewać naszą złość, nasze żądania ale i radość z poczucia wsparcia w walce i codzienności. Wszystko to znajdziecie w tekstach naszych kolęd” – czytamy na profilu Strajku Kobiet. Opowiem, bo może nie słyszałyście, dziewczyny, o magii jednej z kolęd. Nie tej „magii świąt” którą dziś wszystko ocieka, ale tej ewangelicznej magii, której nośnikiem są kolędy. Otóż trwa mordercza, pozycyjna wojna – nazwano ją wielką wojną, teraz mówi się o niej I wojna światowa. Dziesiątki kilometrów równoległych umocnień i okopów na pograniczu francusko-belgijskim. Noc Bożego Narodzenia. Po obu stronach... chrześcijanie. Mają serdecznie dość wzajemnego zabijania się, tęsknią za domem, za bliskimi, za pasterką. Tej nocy armaty i karabiny milczały... W ciszy poniosło daleko słowa i melodię „Stille Nacht, heilige Nacht” – to oryginalny język tekstu. Dołączyli inni, w różnych językach – bo kolęda „Cicha noc, święta noc” była już wtedy ponadnarodową i ponadwyznaniową własnością chrześcijan. Chór zmęczonych, mających dość tej wojny mężczyzn, śpiewał ochrypłymi głosami od jednego po drugi kraniec horyzontu... Pokój ogłaszali, o pokój błagali.
Kolędami, modlitwą, wołaniem do tajemnicy Przychodzącego Boga o pokój się błaga. Tu nie wolno wyśpiewywać złości, żądań... O radości też wspominacie – ale nie o tej, którą ta Noc przynosi. Bo wraca w waszym usprawiedliwieniu słowo „walka”. Wszyscy wyjdźmy z okopów, odrzućmy karabiny, zakneblujmy armaty.
Nie przegap – kimkolwiek jesteś – Bożego Narodzenia. Bo to nie są jakieś tam święta, to jest Boże Narodzenie.