Nowy numer 11/2024 Archiwum

Pytania - i to nie wszystkie

Jako księdza emeryta kolęda mnie już nie dotyczy. Ta kolęda chodzona. A w ogóle lepiej, gdyby ksiądz po kolędzie siedział, nie chodził. Jak mi to kiedyś tłumaczył doświadczony proboszcz: "Usiądź na dwie minuty, to domownicy poczują, żeś ksiądz, tylko listonosz wpada na stojąco".

Tego roku wszystko stało się bezprzedmiotowe... Prawda, że inne problemy się zrodziły. Problemy i pomysły. Od podania parafianom numeru konta bakowego, po pokropienie jedenastopiętrowego bloku z dołu od zewnątrz. Ofiarę wszyscy mogą złożyć na miejscu. Jasne, że wszyscy. Niezainteresowani się nie pofatygują i tyle. Wiem, że dobrze mi się takie rzeczy wypisuje – mnie to już osobiście nie dotyka. Tak czy owak tegoroczna kolęda, czyli odwiedziny duszpasterskie, to jak kubeł zimnej wody. Na czyje głowy? Najbardziej na proboszczowskie. Ale nie tylko. Zatem – pytania.

O co w kolędzie chodzi? Przede wszystkim o kontakt z parafianami. Ile minut trzeba, by kontakt (jeśli już istnieje) podtrzymać? Ile czasu potrzeba, by nawiązać? Poza tym – kontakt i parafialna kartoteka to nie to samo. No i pytanie z kolejnego poziomu: czemu ta kartoteka ma służyć? Po części potrzebna, ale wyrasta z pojmowania Kościoła jako biurokratycznej instytucji. Jak zrównoważyć potrzebę i niestosowność? Oczywiście – inaczej to wygląda w niewielkiej parafii, zwłaszcza demograficznie spójnej, inaczej w labiryncie betonowych blokowisk. Na ile kartoteka pomaga duszpasterzom poznać parafian, a na ile jest swego rodzaju sakramentalnym batem w trójkącie chrzest – bierzmowanie – małżeństwo? To trudne pytanie. Bo ten sam zapis w kartotece może być różnie użyty zależnie od interpretacji, a nawet osobowości duszpasterza. A tak naprawdę pogłębieniu wiary nijak nie służy. No to po co jest?

Inna sprawa – ze strony parafian – to potrzeba, by dobrze wypaść w oczach księdza. Tu ludziska mają kapitalną zdolność wyczucia, co i jak powiedzieć w sprawach, uważanych za ważne w portrecie dobrego parafianina. Nie wszystko jest kłamstwem, ale bywa. I wtedy bywa niepoważnie – zwykle udawałem, że nie słyszę.  Kłamstwa nie wytykałem – przecież on/ona wie, że kłamie. Śledczy nie jestem. A sumienia w pięć minut i tak nie obudzę. Może jednak w ten sposób przyklepałem to kłamstwo?

Z innej beczki. Gdy byłem proboszczem, co sobotę rano rozwoziłem ogłoszenia parafialne do sklepów. Bywało, że wracałem za kwadrans, bywało, że za dwie godziny. Zależy, kogo spotkałem koło sklepu. Niektórzy szli „po bułki”, by proboszcza spotkać. Czasem trafił się ktoś niespodziany. I bywało, że mogłem wystrzelić: „Kaśka (imię zastępcze), Kaśka, kiedy przyjdziecie z tym ślubem?”. Pół godziny nie moje, Kaśka zaskoczona plącze się w zeznaniach, ale we środę przyszli. Kolęda nie daje takiej bezpośredniości „ataku” z uśmiechem na ustach, bez sutanny i całej oprawy. Upraszczam, prawo felietonisty. Kontakt z parafianami to nie tylko kolęda. Może być OSP, może być pielgrzymka, ale i letnia włóczęga górska z czeredą młodzieży. Może być zajęcie się pomocą samotnym. Mogą być urodziny u parafian – nie obskoczę wszystkich, to przynajmniej od 70 wzwyż. Koniecznie odwiedziny przed chrztem dziecka – nieważne, co ze ślubem. Jak się do nich pójdzie, to prędzej czy później i oni przyjdą. Uwolnić czas z kolędy, bo zużywany bywa nieproduktywnie, a zainwestować w inne formy. To nie pytanie, to teza.

Na koniec pytanie z całą masą podpytań i chyba bez odpowiedzi. Kasa. Najogólniejsza odpowiedź brzmi: kasa jest potrzebna. A prawie zawsze podejrzana. Nie tylko w strukturach Kościoła, w każdej agendzie państwowej, społecznej, handlowej, charytatywnej itd., itp. Ale dlaczego ludzie Kościoła i ich otoczenie jest tak nerwowo podejrzewane? No bo tu byśmy oczekiwali i klarowności, i uczciwości, a nawet ubóstwa. To ostatnie łatwo zamienić w teatr. Ale uczciwość – konieczna. Klarowność? Czy to oznacza pełną jawność? W zakłamanym świecie byłaby to zbytnia nieostrożność (nie tylko dla instytucji kościelnych). Wszelako różne formy kontroli są potrzebne. Temu powinna służyć rada ekonomiczna parafii (diecezji) – to nie to samo co rada duszpasterska. Z rocznym absolutorium włącznie. Czy i jak to funkcjonuje? No i oczywiście przesunięcie problemu o jeden rząd wyżej: czy członkowie owej rady ekonomicznej są parafianom znani? Dobrze znani? Wiarygodni? Czy ufają sobie wzajemnie i proboszczowi, a proboszcz im? Czy są zorientowani w sprawach ekonomicznych i księgowych?

Czy to wszystko na ten temat? Nie. A poza tym młodsze pokolenie widzi więcej i inaczej niż leciwy emeryt. W sekrecie dodam, że jak proboszcza lepiej poznają, to i do parafialnej kasy dorzucą – choćby tylko na „specjalne” cele. Dychy nikt wtedy nie da, na pewno. A numer z numerem konta to dawno temu wymyśliłem, działało całkiem przyzwoicie. Czasem nawet znalazła się okrągła sumka z drugiego końca Polski. Czego kolegom proboszczom życzę.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy