Czworonożny "członek" rodziny staje się coraz bardziej kimś, jest personifikowany.
Dwie płaszczyzny obserwacji życia wokół nas. Jedna to otwarte oczy tam, gdzie się obracamy. Druga - to sieć, dokładniej: różne sieci. Informacyjne, dezinformacyjne, społecznościowe, z ambicjami wielkiej prasy i plotkarskie, zaściankowe, powiatowe i światowe... Jeśli pominąć tematykę polityczną, to rzucają się w oczy teksty ze zdjęciami ilustracyjnymi, biadolące nad kondycją Kościoła, wiary, lekcji religii.
Inny obszar, i to zwraca uwagę, to zwierzęta. O, na przykład niedźwiedź, co to zamiast spać, gonił narciarza. Ale dobrze się skończyło. Wiele tych wiadomości, filmików, zdjęć kończy się źle. Można odnieść wrażenie, że ostatnimi czasy historyjek ze zwierzakami jest jakby więcej. Podobne są obserwacje ze spacerów z moim labradorem. Czarny, wielki i przylepa. Najwięcej psich opiekunów wylega na drogi i bezdroża naszej podgórskiej miejscowości wieczorem, nawet po ciemku. Ale jest jasno - oświetlenie mamy dobre. Kaliber zwierzaków różnorodny - od malutkich yorków po ogromnego nowofundlanda. Mój gdzieś tak pośrodku.
Od początku pandemicznych ograniczeń spacer z psem jest wyjściem dopuszczanym. I teraz chyba regularniej praktykowanym. Ku pożytkowi nie tylko psiaków, ale ich właścicieli (bądź "rozprowadzających"). W ogóle doniesień i różnych relacji o dobrym odnoszeniu się do zwierząt mamy wiele. I domowych zwierzaków, i tych zwanych dzikimi. Ileż nieraz nakładu pracy, organizacyjnego wysiłku, także kosztów, by ratować czy chore, czy doświadczone w inny sposób zwierzaki. Czasem malutkie - pamiętacie ten filmik ze strażakiem wyciągającym malutkie kaczuszki z odpływu przy krawężniku? Pamiętamy też całą akcję ratowania tygrysów. A niedawno właściciel rzucił się na pomoc swemu psu; sam utonął, bo lód nie wytrzymał. Dbają ludzie o swoich pupilów, lubią, kochają, potrzebują się wzajemnie. Ludzie potrzebują swoich czworonogów, te zaś ludzi.
Czy zawsze tak było? Nie. Zwierzę było przede wszystkim stworzeniem użytkowym. Na różne sposoby. Pociągowe konie, transportowe osły czy szybkie psie zaprzęgi. W podróży czy przy uprawie roli. Psy stróżujące i zarazem obronne przed nieproszonym gościem - napastnikiem i zbójem albo dzikim zwierzem z lasu. Czy takie zwierzę nie było lubiane? Oczywiście, było lubiane, nawet kochane, troską otaczane. Niemniej jednak było zwierzęciem. Czasem popłakano nad jego stratą, ale nie zmieniało to jego statusu zwierzęcia. Dziś jest inaczej.
W moim sąsiedztwie widuję samochód z białą naklejką w kształcie psiaka z napisem "członek rodziny". Ano właśnie... Inny jest model rodziny - już nie wielopokoleniowej i licznej. 2 + 2 bywa traktowane jako dużo. A 2 + 6 to niejednemu wydaje się patologią. A nie jest. Odwrotnie - to dopiero jest prawdziwe środowisko rodzinne. Na czas pandemii i zawieszenia zajęć szkolnych jest jak znalazł - choć równocześnie jest trudne. Istotny pożytek jest ten, że dzieci nie tracą minimalnego środowiska społecznego. A jeśli jest 2 + 1 + pies, niestety, to nie jest jeszcze środowisko społeczne i żadne online go nie zastąpi.
Czworonożny "członek" rodziny staje się coraz bardziej kimś, jest personifikowany. Dawnej psie zawołanie miało funkcję praktyczną, aby zwierzaka przywołać. Dziś przechodzi w funkcję imienia, a samo zwierzę - w miejsce kolejnej osoby. Źle to czy dobrze? Nie o to chodzi. Jednak na pewno zacierająca się granica osobowego traktowania zwierzęcia stwarza jakiś zamęt w pojmowaniu rzeczywistości. Pewnie tego nie cofniemy. Ale warto, by zdawać sobie sprawę z tego nienaturalnego przesunięcia znaczenia słów "członek rodziny".
Obserwujemy także drugi biegun tych zmian postrzegania zwierząt domowych. Agresja wobec nich. Zabicie świnki w domowym chlewiku nie było agresją, choć było brutalne (dziś tę brutalność zamknęliśmy w tak zwanych ubojniach, warto o tym pamiętać). Ale brutalność wobec psów, kotów - bo tych to mamy najwięcej w otoczeniu - bywa niepojęta. Ot, chociażby ten rozjeżdżany samochodem pies z doniesień ostatnich tygodni. Czy ten sprzed kilku dni zamknięty na zewnętrznym parapecie dziewiątego piętra pies. Nie chcę opowiadać reszty. Czy nie jest brutalne trzymanie psa rasy raczej "towarzyskiej" (to znaczy potrzebującej innych żywych istot wokół siebie) w dobrze urządzonym i raz na dobę odwiedzanym kojcu? Jego wycie jest odpowiedzią. A te wszystkie wywożone do lasu na śmierć, czy wyrzucane z jadącego samochodu? Chciałoby się powiedzieć: "Zobaczę, jak traktujesz swojego czworonoga, to powiem ci, kim jesteś". Schodzimy na psy? Nie, one nie bywają tak okrutne jak ludzie.