W każdym z nas, ludzi, brzmi właśnie ta nadzieja, ta muzyka.
Z biegiem lat rozumiem jaśniej, że nasze przeżycia i uczucia religijne są zmienne i nie trzeba się do nich przywiązywać za mocno. Bywały lata, kiedy okres wielkanocny - choć za ks. Wacławem Hryniewiczem wolę mówić: paschalny - był wypełniony jasnością, radością, jakby nowo obudzonym strumieniem życia, który wartko przepływając, poruszał emocje, wzbudzał entuzjazm. I to było dobre.
Ale przychodzą przecież na człowieka i takie lata, takie okresy - o chwilach tu nie mówię - że okoliczności życia miażdżą, przyciskają do gleby, wyduszają resztki żywotnych soków. Ciężkie choroby i poważne zmartwienia. Troski niedające się uciszyć łatwym "jakoś będzie, będzie dobrze". Śmierć, która pokazuje nam coraz wyraźniej swoją realność. Kiedy brakuje sił do wszystkiego. Wtedy o entuzjastycznych emocjach wielkanocnych właściwie mowy nie ma. A jednak zostaje to, co jest rdzeniem historii - albo jest wielkim kłamstwem, co zresztą, jak zauważał św. Paweł, oznacza, że jesteśmy pożałowania godni - Pascha Chrystusa. Przejście Chrystusa ze śmierci do życia. Od śmierci do życia. Zejście do otchłani, piekła. Zmartwychwstanie.
W trudnych okresach życia "Alleluja" nie wyrywa się z duszy zbyt entuzjastycznie. Cicha pieśń nadziei wydobywająca się z pustego grobu Chrystusa zstępuje głęboko. Może nawet jest ledwo słyszalna. Ale przecież ta właśnie nadzieja, ta muzyka w każdym z nas, ludzi, brzmi. Nawet jeśli ją zagłuszamy albo głuchniemy na te rejestry, ona jest. Melodia zmartwychwstania, muzyka życia, które stanie się świętem bez końca.
Od wielu już lat (aż sam się dziwię, jak wielu!) najmocniejszą "definicją" bycia chrześcijaninem pozostają dla mnie słowa wybitnego teologa Oliviera Clément: "Być chrześcijaninem to odkrywać, nawet w głębi swojego piekła, zdewastowane i zmartwychwstałe, zniekształcone i przeobrażone oblicze Boga, który nas przyjmuje, wyzwala i przywraca nam szansę bycia Jego obrazem, możliwość posiadania twarzy".
Właśnie te słowa - dalekie od dzisiejszych wezwań do określania się w ramach wojen, wojenek, potyczek i bijatyk kulturowych, wewnątrzkościelnych i nawet liturgicznych - są mi bliskie, dodają nadziei. Na to, że moje i moich bliskich życie zostanie ostatecznie ocalone. To jest przecież najważniejsze.
Dlatego bardzo się ucieszyłem, że przed kościołem w Łubnianach stanęła duża instalacja "Anastasis - podniesienie" autorstwa Huberta Kampy, nawiązująca do ikony "Zstąpienia Chrystusa do otchłani", jednego z najważniejszych na chrześcijańskim Wschodzie przedstawień niewyrażalnej tajemnicy zmartwychwstania.
Instalacja "Anastasis - Podniesienie" autorstwa Huberta Kampy przed kościołem w Łubnianach. Andrzej Kerner /Foto Gość