Opowiedzcie dzieciom, dziadkowie i babcie, jak to było.
Niezgrabny ten tytuł. Zamiast "gdzie", lepiej by było "dokąd". A "Majówka" dużą literą dlaczego? Otóż, tytuł stanowi cytat i te niedoskonałości zwróciły moją uwagę. "Majówka" kiedyś była obiegową nazwą nabożeństwa majowego z Matką Bożą w centrum uwagi i modlitwy. Pisane było literą małą, bo to nie nazwa własna. Najczęściej nie pisane - o majówce się mówiło, na majówkę się szło. A proboszcz w ogłoszeniach wyrażał się uroczyściej, pisząc i mówiąc "nabożeństwo majowe". A jeśli majówka była przy kapliczce wśród pól albo na skraju lasu przy rozłożystym dębie z ołtarzykiem, to się ją śpiewało i tyle. Dawnych czasów dotykam, bo i sam już tych majówek w polu nie pamiętam. Cały maj owe nabożeństwa trwały. Pamiętam natomiast doskonale majówki w kościele. Książeczka (u nas "Droga do nieba") obowiązkowa, co było oczywiste. Były wiara i pobożność? Było i jedno, i drugie. Choć nie tylko - była okazja spotkania się, gromadnego wracania do domów, odprowadzania się, czasem gdzieś tam chłopaki się potłukły, dziewczyny chichotały, podpuszczając co bardziej zadziornych. Fajnie było. A litania, nie całkiem zrozumiała, była jednak w centrum i tyle. Nawet tę "wieżę z kości słoniowej" pojmowaliśmy jako coś na pewno pięknego, wyjątkowego, kosztownego i niezwykłego. Chyba trafnie, nieprawda?
A dziś... Trzy dni wolnego! Co kilka lat aż cztery. To dopiero "Majówka"! Wielu ludzi chyba nawet nie wie, skąd się te dni biorą. Czytelnikom "Wiary" tłumaczyć nie trzeba, ale tak z obowiązku i pokrótce. Otóż, 1 maja to relikt niegdysiejszego Święta Pracy (socjalistycznego czy komunistycznego? - któż by się zastanawiał). Wtedy wolne było i nie było, bo trzeba było na pochód - czy to z fabryki, czy ze szkoły. Byle minąć trybunę, to można się było urwać. Dzieci koniecznie z czerwonym balonikiem. Kolejne dni, czyli 2 i 3 maja, były zwykłymi dniami. No, nie całkiem. Trzeciego maja było święto Matki Bożej Królowej Korony Polskiej. Było i jest. Ale przed laty było świętem takim ukrytym, przez komunistyczną władzę tłumionym. "Towarzyszu, a czemuście to na pochodzie nie byli? Co? Chorzy? A na trzeciego toście już wyzdrowieli i sztandar na sumie trzymali?". Towarzysz sekretarz jeszcze coś o premii wspomniał albo i o przeniesieniu na inne stanowisko. A Kowalskiemu, co to niósł portret Lenina i urwać się nie mógł, to talon na małego fiata obiecał. Oj, działo się wtedy, działo...
Opowiedzcie dzieciom, dziadkowie i babcie, jak to było. Bo waszym wnukom się zdaje, że żyją w kraju uciskanym, że są ze wszystkich stron opresjonowani, że obywatelom krzywda się dzieje. Nawet im się zdaje, że wymaganie szczepienia antycovidowego będzie dyskryminacją wołającą... No właśnie, do kogo i o co? Wiem, że młodsze pokolenie nie lubi tych naszych wspomnień. Bo w ogóle historii nie lubi. Zresztą na to nielubienie historii szkoły pracowały od czasów zaraz powojennych. Było to ważne pole kształtowania politycznej świadomości ludu, a obliczone było na daleką przyszłość. Nauka historii stawała się przez to nudna, większość zaś nauczycieli tego już propagandowego przedmiotu była uformowana według jednolitych skryptów ideologicznych. Dlatego wspomnienia i opowiadania starszego pokolenia są tak ważne. Wiem, wiem. Młodzi i najmłodsi to wolą na te półtora dnia pojechać na Mazury albo i na Babią Górę, nie zaś słuchać naszych wspominków... Fatalna sprawa.
A gdybyście jednak pojechali w góry - ot, chociażby do Zakopanego, to na pierwszą majówkę pofatygujcie się do Małego Cichego (przez Poronin, na Kośnych Hamrach w prawo; albo z Zazadniej spacerem przez las), a na trzeciomajową sumę do Ludźmierza (zaraz za Nowym Targiem). Na inne atrakcje czasu starczy aż nadto. Na starym cmentarzu to kawał historii Polski, na nowym też... A może lepiej zostać w domu? Wirusa nie roznosić, odkryć piękno na wyciągnięcie ręki. Majówek, w które można się włączyć internetową, drogą do wyboru i do koloru. Babcia i dziadek już pewnie zaszczepieni - można ich odwiedzić. "Dziadku, opowiedz jako to było z tym tajniakiem, co to się przy tobie nauczył ryby łapać? Babciu, a ty mu naprawdę kiedyś pieprzu do kawy dodałaś?"...