Młode pokolenie coraz skuteczniej jest "uodpornione" na problematykę etyczną i wymogi moralne.
Leży przede mną Tischnera "Dziennik 1944-1949", lubię wracać do niego. Moje czasy - choć gdy Tischner zaczynał gimnazjum, ja się dopiero urodziłem. Ale bliższa mi jest atmosfera tamtej szkoły niż tych dzisiejszych. Choć już wtedy władza państwowa wprowadzała zmiany. Przyjechał do nowotarskiej szkoły wizytator, było to we wrześniu roku 1947. Cytuję zapiski Józka Tischnera, podówczas szesnastoletniego ucznia:
"Z chwilą przybycia wizytatora do szkoły padło na wszystkich jakieś dziwne uczucie, uczucie kto wie, czy nie strachu. W bursie, jak wspomniałem, kazał zdjąć Matkę Boską ze ściany, a na jej miejsce zawiesić ewentualnie krzyż. Zresztą Matka Boska wisi do dziś. Nie pominął też milczeniem naszej religijnej organizacji [DKR], lecz z góry na pana dyrektora wszedł i rozkazał ją bezapelacyjnie zlikwidować. Koło więc nasze przestało istnieć. Zwołaliśmy dzisiaj na pauzie ostatnie zebranie... Wspólnie odśpiewaliśmy ‘My chcemy Boga’. Oto nasza myśl i nasza odpowiedź!".
W szkole była oczywiście religia, a ksiądz katecheta był rzeczywistym członkiem rady pedagogicznej. Miał zatem także wychowawstwo jednej z klas i był uczniom bliski, co w tamtych czasach zwracało uwagę. Wychowawca, ale i przyjaciel. Wśród różnych wątków przewijających się w pamiętniku młodego Tischnera wyraźnie zaznacza się wątek etyczny. Od prób oceny ówczesnej sytuacji politycznej, poprzez różne aspekty życia społecznego, po naturalne w wieku autora problemy erotyczne (z całowaniem się przez kartkę papieru włącznie). Ocena moralna (tego pojęcia Tischner jako nastolatek używa) bywa nieraz ostra i wymagająca. W wielu miejscach widać wysiłek, jaki młodzieniec świadomie podejmuje, by moralnie się doskonalić. Trzynaście lat później, gdy ja byłem uczniem liceum, takie myśli głowy nam nie zaprzątały. Zwłaszcza w środowisku szkolnym. Jeśli po części niektórzy widzieli problemy, to ograniczały się one pewnie tylko do rachunku sumienia przy spowiedzi. Przestrzeń szkolna - przynajmniej w moim liceum - od tematów etycznych, tym bardziej religijnych, była wolna... a może pusta? Szkoda.
A dziś... Owszem, na świadectwach od lat jest rubryka "religia/etyka". Bo uczeń ma prawo wyboru między lekcjami religii a lekcjami etyki. Ale przecież od lat jest to fikcja. Z różnych powodów, lecz głównie ze względów organizacyjnych. Nie ma nauczycieli z taką specjalizacją (no, są, ale nieliczni), jak ich zatrudniać przy niewielkim popycie na etykę, jak to poukładać w rozkładzie zajęć. A że - jako skutek uboczny - może to być po myśli niektórych środowisk, to też prawda.
Jak zatem sprawa ma wyglądać w szkołach, gdzie stopniała liczba deklarujących udział w nauce religii? Przecież powinni brać udział w lekcjach etyki. Powtórzę myśl z poprzedniego akapitu: Przestrzeń szkolna od tematów etycznych, tym bardziej religijnych jest wolna... a może pusta? Szkoda. Zostaje literatura, która w wielu wymiarach problematyką etyczną, nieraz bardzo głęboko, się zajmuje. Ale powiedzmy sobie szczerze - "Lalką" Prusa, czy "Chłopami" Reymonta do młodzieży już nie dotrzemy. A "Quo vadis?" to już całkiem na bocznym torze się znalazło.
Młode pokolenie coraz skuteczniej jest "uodpornione" na problematykę etyczną i wymogi moralne. Dziwić się, że rośnie przestępczość wśród młodocianych? Wiem, nie ma prostego związku: nie chodził na religię czy etykę, więc zgwałcił i zamordował. Takich uproszczeń trzeba się wystrzegać. Tym bardziej, że można rykoszetem dostać z innej strony: a ten to był księdzem, religii uczył, etyką się zajmował, a nieletnich molestował. To prawda, i tak bywa. Niemniej jednak wypłukiwanie z przestrzeni społecznej resztek etycznej świadomości i moralnych zobowiązań tworzy pożywkę, nieraz wręcz zachętę dla wszelakiego draństwa, w konsekwencji także zbrodni. Trudno będzie wszystko odbudować. A jeśli nie - to co? Totalny chaos? Każdemu rewolwer czy paralizator? Siła fizyczna nie zdoła zrównoważyć moralnej bezsilności. Dla Europy bije już ostatni dzwon... Dla Polski także.