Gdy wyznawca Chrystusa jest słabo zorientowany w złożonej rzeczywistości, jeśli prawidłowości odkrywane przez socjologów i psychologów lekceważy...
Znów Tischner. Bo okazuje się, że w jego zapiskach odnaleźć można sprawy, które i dziś, mimo upływu siedmiu dziesięcioleci, w niejednym są aktualne. Osiemnastolatek pilnujący pierwszopiątkowej Komunii i przypominający o niej swojej dziewczynie pisze w pamiętniku tak:
"Nie podoba mi się kler, zbyt często jednak łączy się z możnymi tego świata, zbyt często reprezentuje epigoństwo dawnych klas - mało w nim tych istotnych, prawdziwych wartości. Dobrze, że znają teologię, ale dzisiaj powinni znać przede wszystkim marksizm, powinni umieć przewidywać, powinni być reprezentantami prawdziwego Autorytetu Moralnego" (zapis z 15 lutego 1949 roku).
Młody Tischner wiele miał dylematów, które jawiły się przed nim wzniecane powojenną zawieruchą, naznaczoną przewartościowaniem całego społecznego i obyczajowego życia ówczesnego pokolenia. Pękały dotychczasowe ramy tak myślenia, jak i mówienia o wielu sprawach drzemiących w człowieku. Często tłumione, nieraz politycznie niepoprawne, co było wtedy bardzo niebezpieczne. Ale też sprawy z pogranicza codzienności, także te ocierające się o tradycję religijną. Zacytowany wyżej fragment jest tego przykładem. A swoją drogą kontekst tych kilku zdań jest bardzo szeroki i aż zadziwiający w pamiętnikowych notatkach osiemnastolatka z prowincji. Wszak Nowy Targ to była prowincja.
Na ile w roli obserwatorów i komentatorów kościelnego życia mogliby stanąć dzisiejsi maturzyści? Bo nie pytam o krzykaczy, którzy dali się porwać przez różne prądy kontestujące wszystkich i wszystko. Nie pytam, nie oceniam - jestem już pasażerem ostatniego wagonu pociągu zwanego życiem. Nie wszystko pojmuję, zdecydowanie nie wszystko do mnie dociera. A na dodatek nie znam dzisiejszego marksizmu. No tak, to aluzja do tekstu Tischnera. I równocześnie do powtarzanych dość często opinii, że co niektóre dzisiejsze prądy społeczne, zwłaszcza te zwane "gender", są współczesną kontynuacją marksizmu. Myślę, że dla wielu ludzi jest to nie całkiem zrozumiałe. Bo tak po prawdzie, to my (większość pasażerów ostatniego wagonu, jak i tych bliżej lokomotywy) marksizmu nie znamy, choć w szkole średniej uczono nas tego, a i na studiach także. Z miernym skutkiem. I chyba rację miał młody Tischner, pisząc, że "powinni znać przede wszystkim marksizm".
Czy on znał marksizm? Czytając jego gimnazjalno-licealny pamiętnik, można przypuszczać, że znał nie tylko marksizm, ale także inne doktryny społeczno-ekonomiczne. Oczywiście na poziomie możliwości swojego wieku, szkolnej wiedzy i osobistego oczytania. W ciągu lat natrętna i jednostronna propaganda polityczna zrobiła w społeczeństwie swoje i zainteresowanie tą dziedziną rzeczywistości bardzo stopniało. Pamiętam to z czasów swoich studiów, gdy przedmiot zwany historią doktryn społecznych zwaliśmy w studenckim żargonie "marksizmem" i traktowali trochę jak piąte koło u wozu. Niesłusznie - dziś to przyznaję. Dlatego oczekiwanie młodego Tischnera, że księża powinni znać marksizm jest dziś wciąż aktualne, a należałoby je poszerzyć dwojako - najpierw nie tylko o marksizm chodzi, a ogólnie o nauki społeczne. Po drugie - jest to potrzebne nie tylko księżom, ale całemu społeczeństwu, by nie dawało się wodzić za nos albo ludziom przewrotnym i przebiegłym, albo głupim i sprytnym (bo i taka konstelacja pojawia się w świecie).
Dlaczego o tym pisać, i to właśnie na tym portalu? Czy tylko dlatego, że młody Tischner do tego prowokuje? Bynajmniej. Jeśli chrześcijanin ma mieć wpływ na kształt szeroko rozumianego społecznego życia, musi i ten aspekt bytu poznać, musi orientować się w mechanizmach zła i dobra w tej warstwie istnienia świata. To postulat wynikający z wiary we wcielenie mówiącej, że Syn Boży stał się człowiekiem. A gdy wyznawca Chrystusa jest słabo zorientowany w tak złożonej rzeczywistości, jeśli prawidłowości odkrywane przez socjologów i psychologów lekceważy, jeśli jedynymi jego argumentami są katechizmowe i niezrozumiałym, staroświeckim językiem wypowiadane formuły, to budzi albo pogardę, albo gniew słuchaczy. Jest wtedy nie tylko lekceważony i wyśmiewany, ale staje się ofiarą kpiny i hejtu na publicznej scenie świata. Tak często do tego dochodzi, bo (znowu cytat) "powinni umieć przewidywać, powinni być reprezentantami prawdziwego Autorytetu Moralnego", a nie potrafią, nie są.
Warto dodać inną jeszcze uwagę licealisty Tischnera. Powtórzę jego słowa - może nieco nieporadne, ale trafiające w sedno dzisiejszej rzeczywistości: "kler zbyt często łączy się z możnymi tego świata, zbyt często reprezentuje epigoństwo dawnych klas - mało w nim tych istotnych, prawdziwych wartości". Dołożył nam ten licealista sprzed siedemdziesięciu kilku lat! Najgorsze, że mimo tak zmienionych realiów świata te właśnie zarzuty są dziwnie aktualne. Józek, dzięki za diagnozę!