Świat, ludzki świat stał się tak inny, że wszystkie modele duszpasterskie, wszystkie akcje, wszystkie metody straciły nie tylko świeżość, lecz siłę oddziaływania.
"Komisja Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski jest jedną z 11 komisji, które obok Rady Stałej oraz rad koordynujących główne dziedziny życia i działalności Kościoła należą do jej stałych instytucji kolegialnych". To informacja ze stron Konferencji Episkopatu Polski. Przewodniczącym tejże Komisji został w tych dniach biskup opolski Andrzej Czaja. Ale nie o swoim biskupie chcę pisać ani o statutowej zmianie przewodniczącego, ani nawet o zadaniach komisji. Raczej o duszpasterstwie. W końcu ponad 50 lat środowiskiem mego życia było właśnie duszpasterstwo jako wikarego, później proboszcza, moderatora ruchu Światło-Życie, duszpasterza w Bawarii, autora setek tekstów dla "Gościa Niedzielnego", autora homilii publikowanych w książkowych zbiorach, organizatora i przewodnika wakacyjnych rekolekcji i turystycznych, a przecie ewangelizacyjnych wypraw… Nie wypada o sobie, ale chcę podkreślić, że przecież doświadczenie jakieś mam, uczyłem się od zacnych, znanych i mądrych duszpasterzy - i moich proboszczów, i moich kolegów.
I co z tego? No właśnie, co z tego… Świat, ludzki świat stał się tak inny w ciągu tego czasu, że wszystkie modele duszpasterskie, wszystkie akcje, wszystkie metody straciły nie tylko świeżość, lecz siłę oddziaływania. Pytam uczestników (i uczestniczki) naszych wakacyjnych wypraw, czy dałoby się dziś coś podobnego urządzić. "Wujku (bo funkcjonowałem albo jako wujek, albo jako major), nie dałoby rady. Po pierwsze taka partyzantka to dziś kryminał z dożywociem, a poza tym - po co i dla kogo? Pojadą gdzie będą chcieli, kasiorę mają, świata tak naprawdę nie ciekawi, a na codziennej Mszy to zostanie jedna para na zmianę". Wiem, że mają rację. A przecież mowa o jakimś jednym, wcale nie najważniejszym polu duszpasterskiego i wychowawczego oddziaływania. A cała reszta? Katecheza, sakramenty, rodzina, ekonomia, sprawy społeczne? Wszystko to uległo tak wielkiej destrukcji a równocześnie pomieszaniu pojęć i rozmyciu wartości, że nawet prosta rada Józka Tischnera przytoczona tu przed tygodniem wydaje się nie do zrealizowania. Jaka rada? Otóż ta, że księża "powinni umieć przewidywać, powinni być reprezentantami prawdziwego Autorytetu Moralnego".
Wielu jest takimi reprezentantami. Ale patrzący na nich ludzie, jeśli nawet uznają i podziwiają ich postawę, to i tak nie rozumieją, o co chodzi. Mówimy o oddziaływaniu czynami i faktami, a słowa? Czy katechizmowe formuły ze swoim hermetycznym językiem, czy słowa Biblii z archaicznym sposobem wyrażania myśli, czy nawet warstwa artystyczna - architektura, rzeźba, malarstwo, muzyka… Wszystko to jest niezrozumiałe. Można tylko dyskutować, w jakim stopniu. A bez wątpienia są środowiska, w których nierozumienie albo niewłaściwe pojmowanie staje się skalną rafą, o którą duszpasterskie oddziaływania rozbijają się w pył.
Niełatwa jest rola czy to proboszcza na jakimś "końcu świata", czy to przewodniczącego Komisji Duszpasterstwa z całym jej gremium. Ale czy to znaczy, że ów proboszcz potrzebny nie jest? Albo czy Komisja z jej przewodniczącym jest zbędna? Bynajmniej. Są potrzebni. I cała struktura Kościoła jest potrzebna. Ale i owa struktura, i ludzie na bieżąco zaangażowani duszpastersko, muszą być jak biblijny Balaam.
"Balaam… podniósł oczy… i zaczął głosić swoje pouczenie, mówiąc: Wyrocznia Balaama, syna Beora; wyrocznia męża, który wzrok ma przenikliwy; wyrocznia tego, który słyszy słowa Boże, który ogląda widzenie Wszechmocnego, który pada, a oczy mu się otwierają" (Lb 24,1-4).
Otóż, ludzie Kościoła, duszpasterze i nie tylko oni, muszą mieć wzrok przenikliwy i słyszeć słowa Boże, a wszystko, co w nich uderza i na ziemię powala, powinno im oczy otwierać. Mieliśmy takich wśród nas, pamiętamy: kard. Stefan Wyszyński, ks. Franciszek Blachnicki, papież Jan Paweł II. Nie tylko oni. Przy nich i po nich tylu innych. Rozumiejących swoich mistrzów i oddanych sprawie. Wiem, byli też tacy "podczepieni", ale przecie i oni w sprawę się angażowali. A Komisja jest po to, by tych ze spojrzeniem przenikliwym dostrzec, a uznając ich charyzmaty, by działać Duchowi pozwalała.
A dziś? Świat wywrócony do góry nogami. Słowom nadano nowe, zgoła inne treści, wartościom odwrócono znaczenie albo wyśmiano bądź wyhejtowano, o Autorytet Moralny nikt nie pyta, jako że ani moralność, ani etyka nie są czymś oczywistym, a autorytety zmieciono. Jak w takim świecie głosić Boga, Ewangelię, Kościół budować, dobro rozsiewać? Ale przecież były już takie okresy w historii, gdy zdawało się, że chrześcijaństwo rękami chrześcijan zostanie wymiecione z tego świata. Nie zostało. Odradzało się. Wcale nie jak mityczny Feniks z popiołów, lecz jak historyczny Jezus z grobu.
Wysiłki wspomnianych Trzech Wielkich minionego stulecia i trud ich współpracowników nie pójdzie na marne. Bóg powoła nowych olbrzymów wiary. Jezus do swego grobu nie wróci, tylko stanie na drodze jednych, innych na jakąś górę poprowadzi, jeszcze innych nakarmi rybą nad jeziorem, nieważne którym. I zapyta… Cały świat jest Jego. A biskupowi Andrzejowi życzymy siły i wytrwałości, umiejętności w przewidywaniu i tych krzepiących spotkań z Jezusem nad tym czy owym jeziorem lub na szczycie góry. Bo Bóg na górach się objawia.