- To wy jesteście naszą nadzieją - mówił do najmłodszych i ich rodzin bp Andrzej Czaja, dziękując za przybycie.
Pielgrzymka Dzieci na Górę Świętej Anny, która miała miejsce w niedzielę 4 lipca, przyciągnęła rodziny z całej diecezji opolskiej, ale też gliwickiej. Była ona jedną z najliczniejszych w tym roku. W grocie lurdzkiej zaroiło się od kocyków, na których kręciły się maluchy, wózków, w których spali najmłodsi, było słychać gaworzenie i dziecięce głosiki, a nad wszystkim czuwali rodzice bądź dziadkowie. Mszy św. przewodniczył bp Andrzej Czaja.
Przed indywidualnym błogosławieństwem opolski ordynariusz wyraził radość, że mimo kryzysu Kościół, który się w tym miejscu objawił przez obecność, modlitwę i śpiew tylu wiernych, rodzin, jest młody, żywy i jest w nim Boży Duch. Nawiązując do adhortacji Amoris Laetitia papieża Franciszka przypominał moc sakramentu małżeństwa i wartość rodziny, jej rolę wychowawczą, jako przykładu wiary, wzajemnego przebaczania, uległości.
O. Bazyli Baucza OFM przypomniał czym jest Msza św. Karina Grytz-Jurkowska / Foto GośćHomilię wygłosił ojciec Bazyli Baucza OFM. Wskazał na przykład amerykańskiego astronauty Michaela Hopkinsa, który brał udział w ekspedycji Sojuz na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Zrobił on wszystko, by będąc przez sześć miesięcy w kosmosie, jako wierzący katolik móc wziąć ze sobą Najświętszy Sakrament i co niedziela przyjmować Komunię św.
- Popatrzcie, jakie zaangażowanie, żeby mieć Pana Jezusa w swoim sercu. Postawił na nogi całą NASA, by móc zabrać Go ze sobą. A dla nas czasem wyprawa do najbliższego kościoła wydaje się trudniejsza niż lot w kosmos - nie chce nam się, bo wydaje nam się, że wszystko tam dzieje się tak samo - przyznał. - Dlaczego nam to tak spowszedniało? Nudzimy się na Mszy św. bo nie wiemy co się tam dzieje, jesteśmy biernymi obserwatorami. A mamy przynieść Panu Jezusowi swoje krzyże - duże i małe i złożyć je na ołtarzu. Po to, by Pan Jezus, który umierając przemienił krzyż, narzędzie hańby w chwałę, w narzędzie miłości, przemienił to, co dla nas trudne, co smuci w radość. Podczas Mszy św. kapłan otwiera nam okno na kalwarię. A tak jak po śmierci Pan Jezus zmartwychwstał, tak i tu w Komunii św. przeleje w nasze serce swoje życie - wyjaśniał.
Po Eucharystii rodziny podeszły przed ołtarz po błogosławieństwo. Karina Grytz-Jurkowska / Foto GośćLiturgię muzycznie ubogaciły jak zwykle Promyki Maryi. I choć jeszcze w tym roku nie było Nieszporów, po Mszy św. każda rodzina mogła otrzymać błogosławieństwo.
Magdalena i Krzysztof Dudkowie przyjechali z Opola z dwoma synami. - Dzieci chciały mieć wakacyjną rozrywkę, a my to, o czym mówił ksiądz biskup. Staramy się wychowywać w wierze i pokazać im też, że można ten wolny czas poświęcić Bogu, że to ważne, by się rozwijać także duchowo i jako rodzina - mówią. - Najfajniejsze było to, że Msza św. była na dworze, łatwiej się tak spotkać z Panem Bogiem - dodają ich synowie, Łukasz i Mateusz.