Czym różni się jeden obrządek Mszy od drugiego? Moja - upraszczająca - odpowiedź pewnie dotknie tradycjonalistów. Bo ta odpowiedź brzmi: różnice są niewielkie, a istotnych odrębności w ogóle nie ma.
To był czysty zbieg okoliczności. Miałem w niedzielę przewodniczyć Mszy w czeskim kościele. Coś się poplątało z godzinami nabożeństw i trafiłem na Mszę... tak, tak - na Mszę łacińską, trydencką. Tamtejszy ksiądz celebrował, ja zostałem w ostatniej ławce, modląc się. Kilka dni wcześniej opublikowany został dekret papieża Franciszka odnośnie trydenckich Mszy św. Ksiądz informował więc wiernych, że zgodnie z tym dekretem będzie prosił biskupa o zgodę na odprawianie Mszy trydenckich i o wskazanie kościoła, gdzie to będzie możliwe (parafialne kościoły papież wykluczył). W tej Mszy uczestniczyło może ze 20 osób. Byli obecni nie tylko Czesi, ale i Polacy. Czesi nieraz śpiewają dawne łacińskie teksty, niezależnie od obrządku, zresztą śpiew u nich jest na dobrym poziomie.
Czym różni się jeden obrządek Mszy od drugiego? Moja - upraszczająca - odpowiedź pewnie dotknie tradycjonalistów. Bo ta odpowiedź brzmi: różnice są niewielkie, a istotnych odrębności w ogóle nie ma. Drugi człon odpowiedzi jest do przyjęcia. Zresztą gdyby były istotne odrębności, czy papież Benedykt XVI dopuściłby stary ryt do liturgicznego użytku? A różnice, które nazwałem niewielkimi? Narażam się pewnie na zarzut, że nie znam się. Może i nie, ale... Zostałem ministrantem jeszcze przed soborem i zmianami w liturgii. Wkuwałem łacińską ministranturę, czyli Psalm 42: "Judica me, Deus... Introibo ad altere Dei..." i resztę. Z zakrystyjnego magazynu zwędziłem Nowy Testament po grecku i łacinie (i tak nikt do tego nie zaglądał). Łacinę miałem w liceum i na maturze, grekę sam się nauczyłem czytać. Przydał mi się ten egzemplarz w czasie studiów doktoranckich i do dziś zawsze jest pod ręką. To Biblia. Liturgii też zakosztowałem. Wśród proboszczów mojej młodości był ks. Prof. Schenk, wykładowca na KUL, specjalizacja: historia liturgii. Miał takie swoje historyczne, wyważone spojrzenie na sprawę. Twierdził, że XIV wiek jest ciekawszy od XX. Równocześnie opatrzność postawiła na mojej drodze innego wykładowcę tej samej uczelni - ks. prof. Blachnickiego. Człowieka, który nie tylko żył liturgią, ale odnowioną oblekł w kształt, jaki znamy, oraz ducha, którym i ja przesiąkłem.
Zatem - czym różnią się obrządki Mszy? Porównując obie liturgie (zakładam, że każda sprawowana wiernie i z pietyzmem), mamy te same dwie, istotne części - liturgię słowa i liturgię eucharystyczną. Towarzyszą im procesje - wejścia, Ewangelii, z darami i komunijna. Czasem w pełnym, procesyjnym wymiarze, czasem - zwłaszcza w zwykłe dni - uproszczone. Ktoś wychowany na jednym obrządku, gdy znajdzie się na Mszy drugiego rytu, odnajduje się bez trudności. Czyżby więc nie było żadnego problemu?
Owszem, jest, ale nie dotyczy on samej liturgii, która stała się zakładniczką innego sporu. Może nie aż sporu, ale na pewno strukturalnej trudności Kościoła, mianowicie współgrania ze sobą dwóch nurtów zawsze w nim obecnych - z jednej strony zachowawczego, z drugiej zaś postępowego. Tak było i jest w Kościele od starożytności. Ponieważ Kościół ma długą i bogatą historię, oba nurty mogą się łatwo polaryzować. Na tym tle ważne, ale i trudne jest posłannictwo kolejnych papieży. Muszą oni czuwać nad wiernością różnym tradycjom - nie tylko liturgicznym, nad wchłanianiem przez Kościół elementów kultur ludów i narodów całego świata, rozumienia (i nierozumienia) symboliki innych religii lub wyznań. Tych płaszczyzn jest wiele. Niektóre obecne w chrześcijaństwie od stuleci, niektóre zgoła nowe. Jedne mogą być pomostem pomiędzy wyznaniami, inne niekoniecznie.
Wtrącę tu uwagę tyleż marginesową, co bolesną. Otóż chodzi o a- czy nawet anty-liturgiczność Mszy św. nie tyle celebrowanych, lecz tylko odprawianych. Czasem byle jak i byle prędzej. To dotyczyć może każdego obrządku, każdego rytu. I tu jest problem największy...
Tak się w ową niedzielę złożyło, że po południu w pobliskim czeskim sanktuarium maryjnym odbywała się robocza narada w związku ze zbliżającymi się dwiema dużymi pielgrzymkami. Obecni byli ludzie związani z sanktuarium i oddani jego sprawom. Młodzi, wiekowi, dawny starosta z żoną, prości mieszkańcy z okolicy, tak różni i tak bliscy sobie. Trzeba wszystko przygotować - od kierowania przepływem autokarów i samochodów na wąskiej, górskiej drodze (już widzę 14-letnią Janę z radiem w garści, jak ustawia autobusy; biskupa pewnie przepuści), po liturgię, po sklepik z pamiątkami, przekąskami i tak dalej. Są skauci. Ja będę jako reporter. Jak na zdjęciach mam pokazać, że wszystkie trzy nacje są přítomné, czyli obecne? Przypominam więc o praporech, czyli flagach czeskiej, polskiej i niemieckiej. A więc było robocze spotkanie, był poczęstunek, słodycze, napoje... Gwar, radość, ale i spokój. Nie trzeba się przekrzykiwać, ludzie wiedzą, po co przyszli. Wiadomo, że na pielgrzymce i do ołtarza będą także "trydenccy", spotkałem ich rano na wspomnianej Mszy. Ustalono, kto i jakie kitki (czyli bukiety) przygotuje - proste, bezpretensjonalne. No i dzieci z kwiatuszkami dla biskupa zerwanymi na stoku - to takie swojskie i ciepłe. Oczywiście, jest tutejszy duszpasterz, także miejscowy diakon. Ta społeczność funkcjonuje sama z siebie. To właśnie jest jedno z wielu wcieleń wspólnoty Kościoła, który jest jeden, święty, powszechny i apostolski...
A pośrodku nas niech będzie Chrystus!