Czwarta rocznica zaginięcia ks. Krzysztofa Grzywocza w Alpach Szwajcarskich.
- Chcemy w jakiś sposób pożegnać już ks. Krzysztofa Grzywocza. Kiedy brakuje człowieka, zwłaszcza kogoś, kto nam jest bliski, dopiero wtedy zaczynamy dostrzegać wydarzenia, fakty, to wszystko, co zyskaliśmy dzięki tej osobie. Gdy dotarła do mnie ta wiadomość przed czterema laty, to uświadomiłem sobie, że największe obrazy, które wiszą na ścianie w moim pokoju, to dzięki ks. Krzysztofowi, bo zwracał na nie uwagę. Jeśli przeczytałem kilka książek, to także dlatego, że zwrócił na nie uwagę. Uświadomiłem sobie też, że kiedy pozwoliłem sobie oprzeć kiedyś kazania pasyjne o muzykę Dietricha von Buxtehude, to też owoc jednego spotkania z nim - mówił ks. Adam Rogalski podczas Mszy św. w intencji zaginionego cztery lata temu w okolicach szczytu Bortelhorn w Alpach Szwajcarskich ks. Krzysztofa Grzywocza, opolskiego księdza, rekolekcjonisty, kierownika duchowego, terapeuty.
Msza św. została odprawiona w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu, gdzie proboszczem jest ks. Rogalski - przyjaciel, towarzysz alpejskich wędrówek i wspinaczek ks. Grzywocza. Uczestniczyli w niej - obok raciborskich parafian - także członkowie rodziny zaginionego księdza i grono jego przyjaciół z tzw. Grupy Zakopiańskiej. To rodziny, z którymi ks. Grzywocz przyjaźnił się i towarzyszył duchowo m.in. wyjeżdżając na letnie obozy w Tatry.
- Prawdziwe pożegnanie musi być spotkaniem. "Szczere pożegnanie z Tobą stanowiło próbę dojścia do porozumienia na temat tego, co było z nami - z Tobą i ze mną. Bo to jest sens pożegnania w pełnym, ważnym sensie tego słowa. Że dwoje ludzi, zanim się rozejdą, porozumiewa się co do tego, jak się widzieli i przeżywali" - mówił ks. Rogalski, cytując jedną z ulubionych książek ks. Grzywocza, "Nocny pociąg do Lizbony" Pascala Merciera.
Po Mszy św. na plebanii spotkali się przyjaciele i rodzina ks. Grzywocza. Przy stole, na którym pierwsze danie stanowiła ulubiona zupa ks. Krzysztofa (góralska, gęsta od mięsa i warzyw, w typie leczo), ks. Adam Rogalski prezentował zdjęcia z wypraw w Alpy, a także z samotnej wyprawy na szczyt Bortelhornu, po zaginięciu tam ks. Grzywocza (te zdjęcia i komentarz ks. Rogalskiego - TUTAJ).
- Zazwyczaj pierwszego dnia w Alpach Krzysztof wychodził "po bułki". To oznaczało, że do południa go nie będzie. No bo wszyscy go tam znali. I po powrocie Krzysztofa już mieliśmy plan - którego dnia do kogo idziemy. Najśmieszniejsza była kiedyś wizyta u znawcy lokalnej historii i tradycji. Krzysztof zapytał, czy zna jakąś tradycyjną potrawę z tych okolic. To była potrawa drwali, niezwykle sycąca. Krzysztof zapytał, czy on mógłby nam ją przygotować. Mógł, niestety. Jedliśmy to z jednej miski. Po dwóch łyżkach byliśmy najedzeni. Ale najśmieszniejsza była mina miejscowych ludzi, którzy słuchali, że jedliśmy potrawę, którą ich przodkowie jedli w XIX wieku - wspominał ks. Adam Rogalski.
Więcej w "Gościu Opolskim" nr 34 na 29 sierpnia.