Zakończyła się 45. Piesza Pielgrzymka Opolska na Jasną Górę.
Pielgrzymka miała formę sztafety, a jej ostatnim etapem było rozśpiewane przejście pielgrzymów przez Częstochowę ku Jasnej Górze. Zbiórka została zaplanowana na godz. 7 przy kościele św. Piotra i Pawła. To właśnie z tego miejsca pątnicy ruszyli w czterech grupach ku jasnogórskiemu sanktuarium. Tempo mieli tak dobre, że do celu dotarli kwadrans przed planowanym czasem. Z tego powodu nie zdążył ich przywitać biskup opolski.
- Ku mojemu zaskoczeniu nie zdążyłem pielgrzymów przywitać. Jak o 9.00 tu byłem, to właściwie już ostatnie szóstki spotkałem na drodze do kaplicy. I wraz z tymi grupami mogłem wejść przed oblicze Pani Jasnogórskiej - mówił później bp Andrzej Czaja.
Ostatnia prosta na Jasną Górę to radość, głośny śpiew i wdzięczność. Oczywiście przy tradycyjnej formie pielgrzymki to również ogromne zmęczenie. Tym razem było ono znacznie mniej widoczne na pielgrzymich twarzach.
Po czterech grupach, które wyruszyły z kościoła św. Piotra i Pawła, na Jasną Górę dotarła też reprezentacja piątki pomarańczowej z Głubczyc.
Każdą z grup witał ks. Marcin Ogiolda, szef opolskiej pielgrzymki, który w drodze był po raz 45.
- Dziękuję Panu Bogu, że mogliśmy iść w takiej formie, jaką ustaliliśmy wraz z księdzem biskupem. Poza pierwszymi dwoma dniami, bardzo upalnymi, kiedy szło się trudno, na kolejne dni Pan Bóg pobłogosławił nam przepiękną pogodą do chodzenia - mówi ks. Marcin Ogiolda. - W rozmowach z pielgrzymami wybrzmiewało to, że w grupach doświadczane było ogromne wyciszenie, wiele pokoju i spokojnego rozmodlenia. Myślę, że pod tym względem ta pielgrzymka była trochę inna. To dlatego, że kiedy idzie grupa za grupą, to jedni drugim nieraz wchodzą w paradę i rytm organizacyjny staje się czasem ważniejszy od tego, co jest istotą pielgrzymki. A w tym roku tak nie było. Grup szło mniej, szły w odległościach - zauważa ks. Ogiolda.
Mottem tegorocznej pielgrzymki było hasło "Życiem eucharystycznym wypełnić codzienność", które zostało zaczerpnięte z tematyki trwającego roku duszpasterskiego.
- Jesteśmy pielgrzymkową rodziną i w zeszłym roku bardzo brakowało mi możliwości wspólnego pielgrzymowania. Jak się dowiedziałam, że w tym roku jest zgoda na to, by grupa dwa dni w mogła iść, od razu rezerwowałam urlop w pracy. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby mnie tu nie być - mówi Weronika Stanicka z dwójki fioletowej. - Jak ktoś załapie bakcyla, to już nie jest w stanie zrezygnować z pielgrzymowania - zapewnia. - To moja 11 pielgrzymka. Coraz bardziej czuję się potrzebna, bo ogarniam zaplecze organizacyjne naszej grupy, już od czerwca, gdy zaczynają się zapisy. Podoba mi się to zadanie, czuję się doceniana, ale najważniejsze dla mnie jest to, że robię to dla Pana Boga, na Jego chwałę - mówi Weronika.
- Udało nam się pielgrzymować w poniedziałek, środę, piątek i sobotę. Dziękujemy Panu Bogu, że aż tyle dni mogłyśmy być w drodze. A dziś, idąc w grupie przez Częstochowę, czułyśmy radość pielgrzymów będący coraz bliżej Jasnej Góry - mówi Anna Dobrowolska z trzynastki srebrnej. - W pielgrzymce jest jakiś niesamowity magnes, który przyciąga. Jeśli bym nie poszła na pielgrzymkę, to w sierpniu brakowałoby mi czegoś - przyznaje Jadwiga Włochyńska, również z trzynastki srebrnej.
- Wspólnota pielgrzymkowa, która zawiązuje się w poniedziałek i wędruje razem aż do soboty, żyje swoim życiem. Jest się wtedy całkowicie wyłączonym od codziennych zadań. W tym roku nie było możliwości, aby w ten sposób przeżyć pielgrzymkę. Powroty do domu na nocleg nie pomagały w budowaniu wspólnoty - zauważa Teresa Sobańska. - Brakowało nam m.in. wieczornych nabożeństw, które wieńczyły dzień, były takim swoistym podsumowaniem - mówi. - Klimat tegorocznej, sztafetowej pielgrzymki był zdecydowanie inny niż tych normalnych pielgrzymek - dopowiada Anna Dobrowolska.
W wielu rozmowach niedosyt przeplatał się z wdzięcznością, że pielgrzymka - choć w okrojonej wersji - mogła się odbyć. Wybrzmiewała też mocna nadzieja, że za rok będzie już normalnie. - W przyszłym roku będziemy przeżywali 50 lat Kościoła opolskiego, a pielgrzymka będzie wpisana w kalendarz jubileuszowych obchodów - zapowiedział bp Andrzej Czaja.
Jednak nim przyszłoroczna pielgrzymka, wróćmy jeszcze do tej właśnie zakończonej. - W drodze nic poważnego nikomu się nie stało. Trochę pęcherzy, kilka zasłabnięć, drobnych naciągnięć czy kleszczy do wyciągnięcia. Pogoda dopisała, a ludzie, którzy pielgrzymowali, przyjeżdżali na szlak wypoczęci. Byli też dobrze przygotowani do drogi - ocenia Denis Kicler, pielęgniarz, który od 11 lat zaangażowany jest w służbę medyczną opolskiego strumienia pielgrzymki. Zdrowotne trudności były w niedzielę w strumieniu nyskim, który miał do pokonania 30 kilometrów asfaltem... w upale. To był bardzo ciężki dzień dla pielgrzymów.
Dodajmy, że Denis Kicler jest jednym z pielgrzymkowych wolontariuszy. Od 11 lat związany jest z opolską pieszą pielgrzymką. - Już nie wyobrażam sobie zaczynania urlopu bez pieszej pielgrzymki - zapewnia.
Podobnie mówi wielu innych, którzy rok w rok angażują się w szereg pielgrzymkowych służb. Wśród nich m.in. ekipa kierujących ruchem obstawiała drogę, by porządkowi w poszczególnych grupach mogli skupić się na bezpieczeństwie pielgrzymów, za których byli odpowiedzialni.